świecie pojęciom, które czyniły z rozkoszy jeden z najkonieczniejszych czynników szczęścia, nie pojmowali aby całkowite zadowolenie dało się połączyć z oddzielnem łóżkiem. Powzięli tedy nadzieje, zaczęli robić projekty. W ciągu sześciu tygodni po niebacznem wyznaniu hrabiego, wszyscy jego przyjaciele próbowali szczęścia u Lamiel; wszystkim odmówiła skromnie i bez najmniejszej pretensji do cnoty.
— Kiedyś może, ale teraz nie!
Ale, jednego wieczora, gdy wszyscy jechali lasem Saint-Germain aby wsiąść na statek w porcie Maisons, Lamiel ujrzała oczy Gaillot wilgotne od szczęścia. W tej chwili wesołość towarzystwa wydała się jej nieco sztuczna, śmiech wymuszony; miała wrażenie że od kwadransa dowcip zamarł. Zdecydowała się w jednej chwili.
— Który z tych panów jest najinteligentniejszy, wyjąwszy oczywiście twego kochanka? spytała aktorki.
— Larduel.
— Kogo powinnam wziąć sobie, aby zrobić możliwie największą przykrość hrabiemu, którego pyszałkowatość jest dziś wieczór nieznośna?
— Margrabiego de la Vernaye.
— Jakto, ten człowiek tak zimny?
— Pomów z nim chwilę, zobaczysz że, jeśli jest zimny dla ciebie, to dlatego że cię ubóstwia; to wielka miłość, poważna, patetyczna, nudna.
— Bardzo się pan nudził dziś wieczór, rzekła Lamiel z uśmiechem zbliżając się do pana de la Vernaye.
Na pierwsze wrażenie było w nim coś zimnego i sztywnego, co przypomniało dziewczynie nudę jakiej zaznała przy księciu de Miossens. Prawił jej komplementy tak wytworne i układne, że zaczęła się rozglądać za Larduelem; był o jakie sto kroków, rozmawiał z panną Duverny, śpiewaczką, która chciała koniecznie podjechać do statku na ośle.
— To szczęście dla pana, rzekła do pana de la Vernaye.
Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.