rycznie: „Pan de Miossens przywiózł mnie do Francji dopiero w r. 1815; od dzieciństwa mieszkałam w Anglji“.
Rewolucja roku 1789 i Wolter, to nie były dla niej rzeczy wstrętne: to były rzeczy nieistniejące. Nonsens ten, rozciągający się na najmniejsze szczegóły, naprzykład aby nazywać mera Carville wójtem, był pociechą mojej młodości i nie pozwalał mi brać na serjo żadnej z impertynencji, od których roiło się w zamku i które wypędzały zeń wszystkich sąsiadów. Margrabina nie mogła zebrać ani sześciu osób przy stole inaczej niż płacąc dziesięć franków od głowy swemu kucharzowi, poza olbrzymią pensją i zwyczajnemi rachunkami.
Margrabina wierzyła naiwnie, że jest z innej gliny niż wszystko co ją otacza. Egoizm jej był tak naturalny, tak prosty, że to już nie był egoizm. Ale, o ile margrabina przypuszczała szczerze że jest z innej rasy niż szlachta i wieśniacy okoliczni, uważała wzamian, iż wnuk dawnego rejenta rodziny de Miossens jest czemś o wiele wyższem od księdza du Sailllard, od doktora Sansfin, etc.; nie mówiąc o chłopach i mieszczanach. Raz jeden w czasie każdego pobytu wspominałem jej o pewnym akcie, sporządzonym 3-go sierpnia r 1578 przez jednego z moich przodków. Była to fundacja mszy żałobnej, zakupionej w parafji Carville przez Febusa Hektora de Miossens, kapitana pięćdziesięciu żołnierzy utrzymywanych przezeń dla króla.
Kiedy położnica albo ranny żądali pomocy jaśnie pani dziedziczki (taki był urzędowy tytuł), posyłała dubeltowego ludwika. To jej kupiło sympatję wsi.
W gruncie, pani de Miossens nudziła się piekielnie; człowiek, którego najbardziej nienawidziła, jako bezecnego jakobina, żył szczęśliwy w Paryżu i panował! Jakobin ten, był to nie kto inny jak sympatyczny Akademik, powszechnie znany pod imieniem Ludwika XVIII-go.
Wśród tego wiejskiego życia, w jakiem zagrzebała się przez wstręt do Paryża, księżna nie miała innej rozrywki prócz relacji
Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.