wciąż wszędzie obecny, nawet w najświętszych miejscach; stara się wciągnąć wiernych do gorejącej siarki.
Naraz, ksiądz Le Cloud przerywa i wykrzykuje ze zgrozą, głosem pełnym rozpaczy:
— Piekło, moi bracia!
Niepodobna opisać wrażenia tego wolnego i grzmiącego głosu rozlegającego się w tym kościele prawie zupełnie ciemnym, wyścielonym wiernymi czyniącymi znak krzyża! Ja sam byłem wzruszony. Ksiądz Le Cloud patrzył na ołtarz i zdawał się zniecierpliwiony; powtórzył skrzypiącym głosem:
— Piekło, moi bracia!
Dwadzieścia żabek trzasnęło za ołtarzem; czerwone i piekielne światło oświetliło blade twarze: to pewna, że w tej chwili nikt się nie nudził! Więcej niż czterdzieści kobiet padło bez życia na sąsiadów: zemdlały.
Pani Hautemare, żona zakrystjana i przyszła ciotka panny Lamiel należała do najgłębiej zemdlonych; że zaś miała prawo do pierwszego miejsca wśród miejscowych dewotek, wszyscy cisnęli się dokoła niej. Dwudziestu chłopców pobiegło po pana zakrystjana, ale odprawił ich cierpko. Obowiązki nie pozwalały mu przybyć; był silnie zajęty zbieraniem najmniejszych strzępów żabek, sporządzonych z napojonego smołą płótna oraz sznurków.
Tę misję powierzył mu i parokrotnie wytłómaczył straszliwy ksiądz du Saillard, miejscowy proboszcz; pan Hautemare wykonał rzecz sumiennie. Proboszczowi głównie zawdzięczał swą karjerę, i drżał na jego najlżejsze zmarszczenie brwi.
Ksiądz du Saillard, mierząc okiem swój ludek z chóru, widząc że wszystko odbywa się dobrze i że słowo „żabka“ nie padło z żadnych ust, wyszedł na cmentarz. Zdaje mi się, że był on nieco zazdrosny o olbrzymi sukces księdza Le Cloud: misjonarz ów nie posiadał sztuki zręcznego karania i nagradzania ani władania sumieniami jak proboszcz, ale w zamian miał swadę, z którą tamten ani nawet nie mógł się równać. Proboszcz nie przyznawał się do swej
Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.