— A wy... odkrzyknął doktór; ale odpowiedź jego była taka, że nie sposób jej napisać.
Pobożna pani Hautemare, która szła dalej drogą biegnącą od zamku koło pralni, czemprędzej nawróciła wraz z bratanicą. Postępek ten, w połączeniu z wielce pogardliwą miną żony zakrystjana, wywołał dokoła basenu jednogłośny, powszechny wybuch śmiechu.
Przerwał ten wybuch śmiechu doktór, który, podnosząc swój cienki głosik, krzyczał:
— Cicho siedźcie, łajdaczki, albo puszczę konia w błoto prosto na was i niebawem wasze białe czepki i wasze twarze będą takie czyste jak wasze sumienie, to znaczy pełne czarnego i cuchnącego błota takiego jak wy same.
Wymawiając te szlachetne słowa, doktór był rozjuszony i czerwony jak kogut. U tego człowieka, który wciąż obmyślał swoje postępki, próżność rodziła istne szaleństwa; widział dobrze swoje głupstwa, ale rzadko miał siłę im się oprzeć. W tej chwili naprzykład, wystarczyłoby mu nic nie odpowiadać, a wszystkie zuchwalstwa praczek zwróciłyby się na panią Hautemare; ale on się chciał zemścić.
— No i co! odparła jedna z praczek, będą z nas dziewczęta letkie i ochlapane błotem przez chama; trochę wody i po krzyku. Ale jaką wodą się obmyje garbus tak wstrętny, że nigdy nie mógł mieć kobity inaczej niż za pieniądze?
Ledwie wyrzekła te słowa, kiedy doktór, wściekły, wypuścił konia i, cwałując przez bajoro obok pralni, ochlapał błotem wszystkie czerwone policzki, wszystkie białe czepki i, co gorsza, wszystką bieliznę wypraną i ułożoną na kamieniach.
Na ten widok, trzy tuziny praczek zaczęły ziać obelgami; ten potężny chór trwał dobrą minutę.
Doktór był uszczęśliwiony, że ochlapał błotem zuchwałe dziewczyny. „I nie będą mogły się skarżyć“, dodał w myśli z szatańskim uśmiechem.
Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.