miel był w całej pełni; była w rozpaczy i powtarzała często, że dałaby sto tysięcy franków aby ocalić Lamiel. Stangret pałacowy, który to usłyszał, rzekł z rubaszną szczerością Alzatczyka:
— No cóż, to niech księżna wezwie z powrotem pana Sansfin.
To odezwanie złamało lody. W dwa dni później, wracając smętnie ze mszy karetą, przejeżdżając główną ulicą księżna ujrzała zdaleka garbatego lekarza. Wiedziona instynktem zawołała go. Miał jakieś złośliwe natchnienie; podbiegł tedy do karety z miną bardzo serdeczną. Wsiadł, i przybywszy do chorej oświadczył, że jest straszliwie zmieniona; dał jej jakieś lekarstwo, które zdwoiło objawy choroby. Ten łajdacki podstęp zyskał powodzenie, które zachwyciło doktora. Sama księżna rozchorowała się; że zaś, pod pozorami straszliwego egoizmu który wszakże płynął tylko z dumy, była to w gruncie dobra kobieta, wyrzucała sobie gorzko, że nie pozwoliła przenieść Lamiel do domu rodziców. Przeniesiono ją tam w istocie, a garbaty lekarz powiedział sobie: „Ja będę lekarstwem“.
Postanowił zabawić chorą i pokazać jej świat na różowo; użył do tego celu dwudziestu sposobów; zaabonował naprzykład Gazetę trybunalską i czytywano ją dziewczynie co rano. Zbrodnie interesowały ją, imponował jej hart duszy, okazany przez niektórych złoczyńców. W niespełna dwa tygodnie bladość Lamiel ustąpiła potrosze. Księżna zauważyła to jednego dnia.
— I cóż, proszę pani, zawołał wyniośle Sansfin; czy to ma sens wołać doktorów z Paryża, kiedy się ma doktora Sansfin pod ręką? Proboszcz jest może rozumny człowiek, ale kiedy rozum jest zmącony zawiścią, przyznaj pani, że podobny jest jak dwie krople wody do głupstwa. Sansfin widzi prawdę wszędzie; ale muszę przyznać, iż studja, jakie podejmuję aby się doskonalić w mej sztuce, zostawiają mi tak mało czasu do stracenia, że niekiedy mówię prawdę w terminach zbyt jasnych i ścisłych. Wiem, że złocone salony nie lubią słuchać prostej mowy zacnego człowieka, nie potrzebującego schlebiać nikomu. Przez egoizm, aby się nie rozłączyć z pokojówką, która panią bawi, nie chciałaś pani zrazu puścić Lamiel
Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.