— Cóż tam, Saint-Jean, zechcesz ty wreszcie otworzyć?
— Dalibóg, proszę pani, odparł zgryźliwie stary sługa, to nie jest godzina na otwieranie. Ja nie mam ochoty być pokąsanym.
— Boisz się że cię pokąsają ludzie, którzy dobijają się do bramy, więc cóż to za ludzie?
— Także gadanie, odparł zgryźliwie stary, chodzi o panine psy, które mnie chwycą za łydki: ładny pomysł sprowadzać tutaj te wściekłe angielskie buldogi! Skoro raz wbiją zęby te angliki, już nie popuszczą.
Trzeba było dobrego kwadransa, aby obudzić i ubrać Lowela, angielskiego lokaja, który jeden miał wpływ na swoich ziomków buldogów. Przez ten czas, dzwon rozlegał się z podwójną siłą. Hautemare, wciąż dzwoniąc do bramy, myślał że mu nie chcą otworzyć. Ten dzwon, te ujadania psów, mruczenie odźwiernego, klątwy Lowela, wszystko to doprowadziło wzruszenie księżnej do istnego szału nerwów. Panny musiały położyć ją do łóżka i cucić solami.
— Mój syn nie żyje! wykrzyknęła, posłaniec zastał w Paryżu rewolucję.
Księżna tonęła w tych myślach, kiedy jej oznajmiono, że chodzi poprostu o zakrystjana, który ośmiela się budzić cały zamek.
— Nie wiem co mnie wstrzymuje, rzekł Saint-Jean otwierając; wystarczyłoby mi rzec słówko Anglikowi i dałby go pożreć swoim bydlętom.
— Tobyśmy dopiero zobaczyli, odrzekł oburzony bakałarz; nie ruszam się w nocy bez szabli i pistoletu, które dał mi ksiądz proboszcz.
Księżna usłyszała koniec tego djalogu i miała już na nowo zemdleć z gniewu, kiedy Hautemare, sam mocno rozgniewany, zjawił się w sypialni.
— Proszę pani, z całym szacunkiem jaki jej jestem winien, przychodzę odebrać moją bratanicę; nie przystoi aby spała pod jednym dachem z jaśnie paniczem, dla którego byłoby zabawką shańbić uczciwą rodzinę.
Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.