— Jakto! mości zakrystjanie, pierwsze słowa, z któremi zwracasz się do mnie przewróciwszy wszystko w moim zamku do góry nogami, to nie przeproszenie? Wpadasz tutaj po nocy, tak jakbyś szedł na rynek w miasteczku!
— Jaśnie oświecona księżno, odparł zakrystjan tonem bardzo mało uniżonym, przepraszam panią i proszę o wydanie mi natychmiast mojej bratanicy. Żona moja nie życzy sobie, aby spotkała pani syna.
— Co mi pan mówisz o moim synu! wykrzyknęła księżna osłupiała.
— Mówię, że przybędzie może jutro rano, i że nie chcemy aby zastał tu naszą bratanicę.
„Wielki Boże! pomyślała księżna, spisek paryski zdemoralizował nawet tę wioskę; nie trzeba drażnić tego zuchwalca. On ma wpływ na kanalję; najlepsze co mogę uczynić, to udać się na resztę nocy do mojej wieży. Rouen będzie w ogniu, tak jak Paryż; niema mowy o ucieczce do Rouen; trzeba będzie szukać schronienia w Hawrze. Tam jest mnóstwo kupców, wielkie magazyny pełne towarów; mimo że jakobini w duszy, we własnym interesie będą kilka godzin przeciwdziałać grabieży. Moją kuzynkę La Rochefoucault zamordowano z początkiem rewolucji, bo lud spostrzegł, że posyłała po konie pocztowe. Trzeba skaptować sobie tego Hautemare. Dla tych ludzi nie istnieje nic prócz dukata; dam mu dwadzieścia pięć, jeśli trzeba, byle mi się wystarał o konie.
Księżna milczała, pogrążona w myślach. Hautemare, mocno podrażniony zatargiem ze służbą, wyobraził sobie, że to milczenie znaczy odmowę.
— Można księżno, rzekł zuchwale, proszę mi oddać bratanicę; niech mnie pani nie zmusza, abym po nią przyszedł w towarzystwie moich dzwonników, do których się przyłączy w potrzebie cała wieś.
Te słowa zdecydowały księżnę; obrzuciła plebejusza spojrzeniem pełnem nienawiści, poczem rzekła obleśnie:
Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.