śnie ma czas myśleć o próżności! To tak, jak mnichy, którzy myślą, oszukują djabła, bijąc monetę pychy ze swoich włosienic i umartwień.
Sądzę, że gdyby pani de Cleves dożyła starości, epoki w której ma się jasny sąd o życiu i w której słodycze pychy ukazują się w całej swej nędzy, żałowałaby. Byłaby chciała żyć tak, jak żyła pani de La Fayette[1].
Odczytałem setkę stronic tego szkicu; dałem bardzo liche pojęcie o prawdziwej miłości, o miłości która zagarnia całą duszę, wypełnia ją obrazami to szczęśliwemi bez granic, to rozpaczliwemi, ale zawsze wzniosłemi, i czyni ją nieczułą na resztę istnienia. Nie wiem, jak wyrazić to, co widzę tak dobrze; nigdy dotkliwiej nie czułem braku talentu. Jak oddać prostotę wyrazu i charakteru, głęboką powagę, spojrzenie malujące tak wiernie i tak szczerze każdy odcień uczucia, a zwłaszcza, powtarzam jeszcze raz, owo niewymowne nie-dbanie o wszystko co nie jest ukochaną kobietą? Jedno nie lub tak, wyrzeczone przez mężczyznę który kocha, posiada jakieś namaszczenie, nie spotkane gdzie indziej, nie spotkane u tegoż mężczyzny w innym czasie. Dziś rano (3 sierpnia), około dziewiątej przejeżdżałem konno koło pięknego angielskiego ogrodu margrabiego Zampieri, położonego na ostatnich stokach lesistych pagórków, o które wspiera się Bolonja, a z których oko cieszy się tak pięknym widokiem bogatej i kwitnącej Lombardji, najpiękniejszej krainy w świecie. W laurowym gaiku w ogrodzie Zampierich, wznoszącym się nad drogą którą jechałem a która wiedzie do wodospadu na Reno w Casa-Lecchio, ujrzałem hrabiego Delfante; tonął w głębokiej zadumie i, mimo że spędziłem z nim poprzedni wieczór do drugiej po północy, ledwie mi się odkłonił. Dotarłem do wodospadu, przebyłem Reno, wreszcie, conajmniej w trzy go-
- ↑ Wiadomo, że ta sławna kobieta napisała, prawdopodobnie na współkę z panem de la Rochefoucauld, powieść o Księżnej de Cleves, i że ta para autorów spędziła w doskonałej przyjaźni ostatnich dwadzieścia lat życia. To właśnie miłość w stylu włoskim.