Schiassetti, pensjonowany pułkownik, rozsądny i chłodny przyjaciel, spędził u mnie dwie godziny.
— Powinienbyś przestać ją kochać.
— W jaki sposób? Wróć mi moją pasję do wojny.
— To wielkie nieszczęście dla ciebie, że ją poznałeś.
Godzę się z tem niemal, tak czuję się przybity i bez energji, tak bardzo owładnęła mną dziś melancholja. Dochodzimy razem, co za cel mogła mieć jej przyjaciółka w tem aby mnie oczernić; nie znajdujemy nic, poza tem starem neapolitańskiem przysłowiem: „Kobietę, którą miłość i młodość opuszczają, uraża lada co“. To pewne, że ta okrutna kobieta wściekła się na mnie: oto wyrażenie jednego z jej przyjaciół. Mogę się zemścić okrutnie, ale przeciw jej nienawiści nie mam najmniejszego środka obrony. Schiassetti żegna mnie. Wychodzę w deszcz, nie wiedząc co z sobą począć. Mieszkanie moje, ów pokój w którym mieszkałem w pierwszych czasach naszej znajomości, kiedy widywałem ją co wieczór, stał mi się nie do zniesienia. Każda rycina, każdy sprzęt, wyrzucają mi szczęście o którem marzyłem w ich obecności a które straciłem na zawsze.
Uganiam przez ulice w zimnym dżdżu; przypadek, jeżeli mogę to nazwać przypadkiem, sprowadza mnie pod jej okna. Zapadała noc, a ja szedłem z oczami pełnemi łez wlepionemi w jej okno. Nagle, firanka rozchyliła się nieco, jakgdyby ktoś chciał wyjrzeć oknem, i natychmiast opadła. Uczułem skurcz serca. Nie mogłem się utrzymać na nogach: chronię się w bramę sąsiedniego domu. Tysiączne uczucia zalewają mą duszę: poruszenie firanek mogło być rzeczą przypadku, ale gdyby to jej własna ręka je rozchyliła!
Istnieją dwa nieszczęścia w świecie: nieszczęśliwa miłość oraz dead blank[1].
Kochając, czuję, iż o dwa kroki ode mnie istnieje szczęście
- ↑ Dosłownie: biała śmierć.