Stendhal przybył do Paryża w r. 1821: rzecz O miłości ukazała się w r. 1822. Korekty poprawiał ze łzami w oczach. „Myślałem że oszaleję“, pisze. Książka nie miała żadnego powodzenia. W ciągu dziesięciu lat zyskała ledwo kilkunastu nabywców. „C’est sacre, car personne n’y touche“, powiadał księgarz. W roku 1833, autor próbował, dobrze dziś znanym sposobikiem księgarskim, ożywić rzecz nową kartą tytułową, tworząc fikcyjne drugie wydanie: też bez skutku. Te dwa pierwsze wydania są dziś na wagę złota poszukiwane przez bibljofilów. Przepowiednia Stendhala, że za lat sto książka będzie przedrukowywana, spełniła się o wiele wcześniej. Dziełko to jest oddawna jeżeli nie najwięcej czytane, to najczęściej cytowane; wiele rzeczy, jak np. owa teorja krystalizacji, która współcześnie wydawała się tak dzika, stało się własnością ogółu.
To pewna, że żarty Stendhala na temat niepoczytności tej książki mieszczą w sobie wiele goryczy. Przez chwilę naiwnie wyobrażał sobie, że książka O miłości otworzy mu... wrota Akademji. Później, machnął ręką. „Cóż chcecie, mówił, ludzie we Francji za głupi są aby mnie zrozumieć“. Faktem jest, że się zajmował tą książką do śmierci ze szczególną troskliwością. Świadczą o tem trzy kolejne przedmowy, z których trzecia jest wogóle ostatnią rzeczą jego pióra.
I w istocie, dla poznania tego niezwykłego autora, jestto utwór pierwszorzędnej wartości. Skupia on wszystkie jego elementy duchowe, jest najbardziej syntetyczny, ma zarazem bezpośredniość, szczerość, nawet niedbałość jakże odbijające od urzędowej literatury. Bo też koleje tego pisarza, o którym miałem już sposobność nieraz mówić[1], innemi szły drogami niż współczesna literatura, do której sam nie wszedł, w której pozostał za życia prawie nieznany, i od której apelował z tak nieomylnem jasnowidzeniem do potomności. Przypomnijmy bodaj w kilku słowach te koleje. Młodość smutna i niekochana po stracie nazbyt kochanej matki; studja
- ↑ Mózg i pleć, serja trzecia; przedmowy do innych utworów Stendhala.