ków. Wielkie namiętności są we wszystkich krajach rzadkie, miłostki zaś mają więcej wdzięku i lekkości we Francji, tem samem dają więcej szczęścia. Ten wielki naród, pierwszy w świecie[1], jest w zakresie miłości tem samem, czem jest w zakresie inteligencji. W r. 1822 nie mamy, zapewne, ani Moore’a, ani Waltera Scotta, ani Crabbe’a, ani Byrona, ani Montiego, ani Pellica, ale ludzi z ogładą, miłych, ukształconych jest u nas więcej niż w Anglji lub we Włoszech. Dlatego dyskusje naszej Izby są, w roku 1822, o tyle wyższe od dyskusyj w parlamencie angielskim, i, kiedy angielski liberał przybędzie do Francji, dziwimy się znajdując w nim wiele średniowiecznych przesądów.
Pewien artysta rzymski[2] pisał z Paryża:
„Straszliwie mi się tu nie podoba; sądzę że to dlatego, że nie mam czasu kochać do woli. Tutaj ludzie wydają wrażliwość kroplami w miarę wytwarzania jej, w sposób, przynajmniej dla mnie, grożący wyczerpaniem źródła. W Rzymie, gdzie wypadki każdego dnia mało są interesujące, gdzie życie jest senne, wrażliwość kapitalizuje się w namiętności“.
Jedynie w Rzymie[3], uczciwa kobieta jeżdżąca karetą może powiedzieć z zapałem do drugiej, prostej znajomej, jak tego’byłem świadkiem dziś rano: „Och, droga pani, nie kochaj się z Fabiem Vitteleschi; lepiejby ci było kochać zwykłego opryszka. Przy swojej skromnej i uprzejmej mince, zdolny jest przeszyć ci serce