Dwa miesiące temu widziałem monsignore R***, który mnie dobrze przyjął, bo przyniosłem mu Minerwę. Był u siebie na wsi z panią D. z którą avvicina, jak tu się mówi, od trzydziestu czterech lat. Jest jeszcze ładna, ale jest w tem stadle jakiś cień melancholji, podobno od czasu straty syna, otrutego niegdyś przez męża.
Tutaj, kochać, nie znaczy, jak w Paryżu, widywać kochankę przez kwadrans raz na tydzień, poza tem zaś chwytać ukradkiem spojrzenie, uścisk dłoni: kochanek, szczęśliwy kochanek, spędza codzień kilka godzin z kobietą którą kocha. Opowiada jej o swoich procesach, o swoim parku, o swoich polowaniach, odznaczeniach, etc., etc. Jestto najdoskonalsza i najtkliwsza zażyłość; mówi jej ty w obecności męża, i wszędzie.
Pewien tutejszy młody człowiek, bardzo ambitny jak sam mniemał, powołany na wysokie stanowisko do Wiednia (ni mniej ni więcej tylko ambasada!) nie mógł się pogodzić z rozłąką. Podziękował za posadę po pół roku i wrócił szczęśliwy do loży kochanki.
To nieustanne obcowanie byłoby kłopotliwe we Francji, gdzie w towarzystwie obowiązuje pewna sztuczność i gdzie kochanka powie ci snadnie: „Drogi panie, nudny pan jest dziś wieczór, nic pan nie mówi“. We Włoszech chodzi jedynie o to, aby ukochanej kobiecie mówić wszystko co przejdzie przez głowę. Trzeba, dosłownie, myśleć głośno. Istnieje pewien fluid zażyłości i szczerości wywołującej szczerość, którą można zdobyć tylko w ten sposób. Ale jest wielka niedogodność: taka miłość paraliżuje wszystkie upodobania i odbiera smak innym zatrudnieniom. Taka miłość jest najlepszą namiastką namiętności.
Nasi Paryżanie, którzy nie mogą jeszcze pojąć jak można być Persem[1], nie wiedząc co powiedzieć, okrzykną się że te obyczaje są nieprzyzwoite. Po pierwsze, jestem tylko historykiem; powtóre,
- ↑ Znany cytat z Listów perskich Monteskiusza (przyp. tłum.).