jest do szczęścia: trzeba by człowiek stworzył je sobie sam, jedynie bowiem dusza bardzo pospolita uważałaby się za zupełnie szczęśliwą dlatego że zażywa spokoju i bezpieczeństwa. Mięszamy te rzeczy w Europie; przyzwyczajeni do rządów które nas gnębią, sądzimy, że uwolnić się od nich byłoby najwyższem szczęściem; podobni w tem jesteśmy do chorego, nękanego dotkliwem cierpieniem. Przykład Ameryki wykazuje rzecz przeciwną. Tam rząd wywiązuje się bardzo dobrze ze swego zadania i nie czyni krzywdy nikomu. Ale, jakgdyby los chciał nas zbić z tropu i obalić całą naszą filozofję, lub raczej dowieść jej że nie zna człowieka, my — od tylu wieków, wskutek nieszczęśliwego stanu Europy, oddaleni od wszelkiego prawdziwego doświadczenia — widzimy, iż, kiedy Amerykanie nie czują nieszczęścia płynącego z rządów, nie czują niejako samych siebie. Możnaby rzec, iż źródło wrażliwości wysycha w tych ludziach. Są sprawiedliwi, są rozsądni, ale nie są szczęśliwi.
Czy B....[1], to znaczy niedorzeczne wnioski i przepisy, wywiedzione przez pomylone umysły z owego zbioru poematów i pieśni, mogła sama jedna sprawić to nieszczęście? Skutek zda mi się przerastać przyczynę.
Pan de Volney opowiadał, iż, kiedy raz był na obiedzie na wsi u pewnego zacnego Amerykanina, człowieka zamożnego i otoczonego dużemi już dziećmi, wszedł do pokoju młody człowiek. „Jak się masz, Wiljamie, rzekł ojciec, siadaj“. Podróżnik pyta, kto jest ów młodzieniec: „To mój średni syn. — A skąd wraca? — Z Chin“.
Przybycie syna z krańców świata nie wywarło większego wrażenia.
Cała uwaga wydaje się skupiona na praktyczne urządzenie życia i na uchylenie wszelkich kłopotów: skoro wreszcie dojdą chwili zebrania owoców tylu zabiegów i tak długiego statku, nie znajdują już w sobie życia aby się niemi cieszyć.
- ↑ Biblja.