tego, co posiada nasz gospodarz, generał C..., a przecież wie pan, że, jak sam mówił, ciągnie go coś, aby pognać do Neapolu i stanąć na czele powstańców. Dusza stworzona do namiętności czuje rychło, że ją to szczęście nudzi, a może i zanurza w pospolitość. „Wolałbym, powiadał C..., abym nigdy nie był poznał gorączki wielkich namiętności i umiał się zadowolić pozorami szczęścia, którego mi codzień tak głupio winszują: i jeszcze, na domiar zgrozy, trzeba mi uprzejmie odpowiadać!“ — Ja dodaję filozoficznie: „Chce pani tysiącznego dowodu, że nie stworzyła nas dobra istota? oto rozkosz nie działa na naszą istotę ani w połowie tak silnie jak ból[1]...“ Contessina przerwała mi: „Mało jest w życiu cierpień moralnych, któreby się nie stały drogie przez wzruszenie jakie dają; jeżeli istnieje w duszy ziarnko szlachetności, rozkosz ta mnoży się stokrotnie. Człowiek skazany na śmierć w r. 1815 i ocalony przypadkiem (p. de Lavalette, naprzykład), jeżeli szedł na stracenie mężnie, musi sobie przypomnieć tę chwilę dziesięć razy na miesiąc; tchórz, który umierał płacząc i wydając rozpaczliwe krzyki (celnik Morris, wrzucony do jeziora, Rob Roy, III, 120), jeżeli również ocali się przypadkiem, może conajwyżej wspominać z przyjemnością tę chwilę jedynie z powodu tego że ocalał, a nie dla skarbów męstwa które odkrył i które odejmują mu na przyszłość wszystkie obawy“.
JA. — Miłość, nawet nieszczęśliwa, daje wrażliwej duszy, dla której rzecz wyrojona jest rzeczą istniejącą, skarby tego rodzaju rozkoszy; znajduje ona cudowne wizje szczęścia i piękności w sobie i w przedmiocie swego ukochania. Ileż razy Salviati słyszał, jak Leonora, niby panna Mars w Fałszywych zwierzeniach[2], mówiła mu ze swym czarującym uśmiechem: „Ach, tak, tak, kocham cię!“ Oto owe złudzenia, jakich rozsądny człowiek nie zazna nigdy.
FULWIA, wznosząc oczy ku niebu: — Tak dla pana i dla