„Sądziłem, że będą mnie ścigać. Nie bardzo wiedząc co czynię, udałem się do portu, na pomost. Wyznaję, że straciłem nieco głowę, widziałem przed sobą jedynie gilotynę.
„Właśnie jakiś okręt wypływał z portu przy bardzo wzburzonem morzu; był już o jakich dwadzieścia sążni od pomostu. Naraz słyszę od strony morza krzyki, jakgdyby mnie ktoś wołał. Widzę nadpływającą łódkę. — „Dalej, siadać, czekają na pana“. Siadam machinalnie do łódki. Był tam człowiek, który mi szepnął: „Widziałem jak pan chodzi po pomoście z przerażoną miną, pomyślałem, że to może jakiś nieszczęśliwy wywołaniec. Powiedziałem, że pan jest moim przyjacielem, któregom oczekiwał; udaj morską chorobę i skryj się na dole w ciemnym kącie“.
— Och, cóż za piękny czyn, wykrzyknęła pani domu zaledwie oddychając, wzruszona do łez długą i wymowną opowieścią księdza. Ileż dzięków musiała Wasza Eminencja złożyć szlachetnemu nieznajomemu! Jakże on się nazywał?
— Nie wiem, odparł ksiądz nieco zakłopotany.
Nastała w salonie chwila głębokiego milczenia.
Ojciec (minister...) — Winszuję ci, mój synu; bardzo to miło dla ciebie być zaproszonym do księcia ***. Dla człowieka w twoim wieku to wielkie odznaczenie. Pamiętaj stawić się w pałacu *** o szóstej.
Syn. — Mam nadzieję, że i ty, ojcze, będziesz na tym obiedzie.
Ojciec. — Książę *** zawsze bardzo łaskaw dla naszej rodziny; podejmując cię pierwszy raz, i mnie raczył zaprosić.
Syn, młody człowiek dobrze urodzony i starannie wychowany, nie omieszkał stawić się w pałacu *** o szóstej. Podano do stołu