szne w czyich oczach? Zresztą, nie trzeba nigdy mijać swego losu. Zaczął pisać list bardzo starannie ułożony, w którym, niby drugi Lindor[1], wyjawiał swoje nazwisko i stan. List ten, tak dobrze napisany, miał — jak czytelnik przypomina sobie może — to nieszczęście, że spalono go bez czytania. Jedynie słowa, które bohater nasz skreślił najmniej o nich myśląc, — podpis Filip Astézan, — dostąpiły zaszczytu lektury. Mimo bardzo pięknych rozumowań, nasz rozsądny człowiek znów siedział schowany w swem zwykłem legowisku w chwili gdy jego nazwisko sprawiło takie wrażenie; ujrzał jak Ernestyna, otwierając list, zemdlała; zdumienie jego nie miało granic.
Następnego dnia, musiał wyznać przed sobą że jest zakochany; postępowanie jego świadczyło o tem, zachodził codzień do lasku, gdzie doznał tak żywych wrażeń. Ponieważ pani Dayssin miała niebawem wracać do Paryża, Filip postarał się o list do samego siebie i oznajmił że opuszcza Delfinat aby spędzić dwa tygodnie w Burgundji przy chorym wuju. Wsiadł na pocztę i wrócił inną drogą, tak że tylko jeden dzień nie było go w lasku. Zamieszkał o dwie mile od hrabiego de S... w puszczy Crossey, po przeciwnej stronie zamku pani Dayssin, i stamtąd codziennie chodził nad jeziorko. Przez trzydzieści trzy dni z rzędu nie ujrzał Ernestyny; nie zjawiła się również w kościele, mszy słuchała w zamku. Zakradł się tam w przebraniu, i dwa razy miał szczęście ją ujrzeć. Nie było dlań w świecie nic równego szczerej i szlachetnej wymowie jej rysów. Powiadał sobie: „Przy takiej kobiecie nigdy nie zaznałbym przesytu“. Najbardziej wzruszała Astézana bladość Ernestyny i jej bolesny wyraz. Napisałbym dziesięć tomów jak Richardson, gdybym zamierzył spisać wszystkie sposoby, na jakie ten człowiek, nie pozbawiony zresztą rozsądku i doświadczenia, tłumaczył sobie zemdlenie i smutek Ernestyny. Wreszcie postanowił rozmówić się z nią i w tym celu dostać się do zamku. Nieśmiałość — być nie-
- ↑ Cyrulik Sewilski Beaumarchais’go.