Otrzymałem wiele listów z powodu Miłości. Oto jeden z najbardziej zajmujących[1].
Nie wiem, drogi filozofie, czy będziesz mógł nazwać miłością z próżności tę małą kombinacyjkę młodej Francuski, którą spotkałeś zeszłego lata u wód w Aix, a której historję ci przyrzekłem; w całej tej bowiem komedji, bardzo płaskiej zresztą, nie było ani cienia miłości, to znaczy namiętnego marzenia wyolbrzymiającego sobie szczęście posiadania.
Niech pan z tego nie wnioskuje, że ja nie zrozumiałem pańskiej książki; czepiam się tylko źle użytego wyrazu.
We wszystkich gatunkach rodzaju miłość powinnyby istnieć
- ↑ Wiktor Jacquemont (ów młody i utalentowany pisarz, zmarły w Bombaju 7 grudnia 1832), napisał do Beyle’a przytoczony list: Beyle kazał go przepisać, przesłał Jacquemontowi kopję wraz z następującą odpowiedzią:
Drogi pułkowniku!
Niepodobna, abyś, odczytując ten rękopis, nie przypomniał sobie wielu drobnych faktów, czyli odcieni. Dopisz je po lewej, na czystem miejscu. Jest ujmująca szczerość w tej opowieści, o której zapomniałem. Jest też parę nierówności stylu, które wygładzimy. Gdybym miał pięćdziesiąt rozdziałów takich jak ten, wartość książki O Miłości byłaby czemś realnem. Byłaby to prawdziwa monografja. Nie troszcz się o przyzwoitość, to moja sprawa.
Godzę się najzupełniej z uwagą pańską, z września 1824, co do przedmowy do....; jest ohydna.24 grudzień, 1825. Burza.Saint-Dizier, 22 czerwca 1825.