Wówczas zaczyna się druga krystalizacja, której djamentami są potwierdzenia tej myśli:
Kocha mnie.
Co kwadrans w nocy która nastąpiłaipo narodzinach wątpliwości, po chwili strasznych męczarni, zakochany mówi sobie: Tak, kocha mnie; i krystalizacja zmierza do odkrywania nowych wdzięków; potem znowuż wątpienie wpija weń błędne oczy i osadza go w miejscu. Zaledwie może oddychać, powiada sobie: Ale czy ona mnie kocha? Wśród tych rozdzierających i rozkosznych wahań, biedny kochanek czuje żywo to: Dałaby mi rozkosz, jaką może mi dać ona jedna.
Oczywistość tej prawdy, owa droga na krawędzi straszliwej przepaści, gdy drugą ręką dotykamy najwyższego szczęścia, daje tej drugiej krystalizacji tyle wyższości nad pierwszą.
Kochanek błąka się ustawnie między temi trzema myślami:
1. Ona jest wcieleniem doskonałości.
2. Kocha mnie.
3. Co czynić, aby uzyskać najwyższy dowód miłości? Najbardziej rozdzierająca chwila dla młodej jeszcze miłości, to ta, w której spostrzega, że rozumowała fałszywie i że trzeba zburzyć cały złom krystalizacji.
Wówczas zaczyna się wątpić o samej krystalizacji.
Wystarczy bardzo małej dawki nadziei, aby spowodować narodziny miłości.
Nadzieja może później rozwiać się po upływie kilku dni; miłość mimo to zrodziła się.
Przy charakterze stanowczym, zuchwałym, porywczym, oraz