o brakach rysów; wydaje mu się miła, czuje że można ją kochać; po tygodniu budzą się w nim nadzieje, znów po tygodniu ona mu je odbiera; jeszcze tydzień a szaleje za nią.
Podobnie dzieje się w teatrze z ulubieńcami publiczności: widzowie nie odczuwają już ich rzeczywistego piękna lub brzydoty. Lekain, mimo wybitnej brzydoty, podbijał serca masami; Garrick również, dla wielu przyczyn, ale zwłaszcza dlatego, że nie widziano już rzeczywistej urody ich rysów lub gestów, tylko tę, której wyobraźnia nawykła im użyczać, przez wdzięczność i przez pamięć rozkoszy jakie jej dali. Tak naprzykład sama twarz komika rozśmiesza, z chwilą gdy wejdzie na scenę.
Młoda panna, którą pierwszy raz zaprowadzono do Komedji Francuskiej, mogła zapewne czuć niejaką odrazę do Lekaina podczas pierwszej sceny; ale niebawem przyprawiał ją o płacz lub o dreszcz; jak się oprzeć roli Tankreda[1] lub Orosmana? Jeżeli brzydota była dla niej jeszcze cokolwiek widoczna, zachwyty publiczności oraz nerwowy wpływ, jaki wywierają na młode serce[2]
- ↑ Czytaj panią de Stael, zdaje się w Delfinie: oto sztuczka nieładnych kobiet.
- ↑ Tej nerwowej sympatji byłbym skłonny przypisać olbrzymie i niepojęte działanie muzyki będącej w modzie (w Dreźnie, Rossini, 1821). Skoro wyjdzie z mody, nie staje się przez to gorsza, a mimo to nie czyni już wrażenia na prostodusznych sercach młodych dziewczątek. Podobała się im może i tem, że podniecała zapały młodych ludzi.
Pani de Sevigné (list 202, 6 maja 1672) pisze do córki: „Lully osiągnął szczyt; owo piękne Miserere rozwinęło się jeszcze wspanialej; było tam jedno Libera, podczas którego wszystkie oczy napełniają się łzami“.
Zarówno nie można wątpić o prawdzie tego wrażenia jak odmawiać inteligencji i smaku pani de Sevigné. Muzyka Lully’ego, która ją zachwycała, dziś wypłoszyłaby z sali; wówczas ta muzyka wspomagała krystalizacją, dziś ją uniemożliwia.