Ładna tancerka zniewala co wieczór do uwagi wytarte lub pozbawione wyobraźni dusze, wypełniające balkon Opery. Przez swoje wdzięczne, śmiałe i uczone ruchy budzi pożądanie i stwarza w nich jedyną może krystalizację do jakiej są jeszcze zdolni. W ten sposób brzydula, na którą nikt nie raczyłby spojrzeć na ulicy, zwłaszcza nikt z tych przeżytych lampartów, jeśli się często pokazuje na scenie, może znaleźć bogatego protektora. Geoffroy powiadał, że teatr jest piedestałem dla kobiety. Im tancerka sławniejsza i więcej zużyta, tem więcej warta: stąd zakulisowe przysłowie: „Niejedna zdoła sprzedać to, czegoby nikt nie chciał darmo“. Dziewczyny te kradną swoim kochankom część ich namiętności i bardzo zdolne są do miłości naprzekór (par pique).
I jak tu nie łączyć szlachetnych i miłych uczuć z fizjognomją aktorki, której rysy nie mają nic odrażającego, w której widzi się co wieczór przez dwie godziny odbicie najszlachetniejszych uczuć, a której nie zna się skądinąd? Skoro się wreszcie znajdziesz w jej salonie, rysy jej przypominają ci uczucia tak szlachetne, że cała otaczająca ją rzeczywistość, mimo iż czasem niegodna, przybiera natychmiast coś romantycznego i wzruszającego.
„Niegdyś, w pierwszej młodości, będąc jeszcze entuzjastą nudnej tragedji francuskiej[1], ilekroć miałem szczęście wieczerzać w towarzystwie panny Olivier, co chwila łapałem się na tem, że serce mam przepełnione szacunkiem, jakbym mówił do królowej: i w istocie nigdy dobrze nie wiedziałem, czy, będąc przy niej, kocham się w królowej, czy w ładnej dziewczynie“.
- ↑ Niestosowne zdanie, przepisane z pamiętników mego przyjaciela, nieboszczyka barona de Botmer. Dzięki tej samej sztuce, Feramorz podbił Lallę-Rookh. Patrz ten uroczy poemat (Tomasza Moore).