przesada. Tak np. Angielka uważa za zniewagę, gdy ktoś w jej obecności nazwie pewną część stroju. Angielka nie pozwoliłaby sobie, wieczorem na wsi, opuścić przy ludziach salonu z mężem; co ważniejsze, sądzi że obraża wstyd, jeśli okaże cień wesołości wobec mężczyzny nie będącego jej mężem[1]. Być może, iż, z powodu tych subtelności, Anglicy, ludzie inteligentni, są często tak znudzeni domowem szczęściem. Sami są winni, nacóż tyle pychy[2]?
W zamian za to, skoro przeskoczyć z Plymouth do Kadyksu i Sewilli, uważałem iż w Hiszpanji żar klimatu i namiętności łatwo pozwala zapomnieć o właściwych granicach. Widywałem bardzo czułe pieszczoty, na które pozwalano sobie publicznie, a które nietylko nie wzruszały mnie ale budziły wręcz przeciwne uczucia. Trudno o coś przykrzejszego.
Siła przyzwyczajenia, wszczepiona kobiecie pod pozorem wstydu, jest czemś nieobliczalnem. Kobieta pospolita, przesadzając wstyd, sądzi że się zrówna z kobietą dystyngowaną.
Władza wstydu jest taka, że tkliwa kobieta raczej zdradzi się wobec kochanka czynem niż słowem.
Najładniejsza, najłatwiejsza i najbogatsza kobieta w Bolonji opowiadała mi przed chwilą, iż, wczoraj wieczór, laluś francuski, który bawi tutaj dając dziwne pojęcie o swym narodzie, ośmielił się skryć pod jej łóżkiem. Chciał widocznie nie zmarnować bezliku pociesznych oświadczyn jakiemi ścigał ją od miesiąca. Ale ten wielki człowiek okazał brak sprytu; doczekał aby pani M. odprawiła pokojówkę i położyła się, ale nie miał cierpliwości wytrwać aż służba zdąży zasnąć. Dama zaczęła dzwonić i wypędziła go haniebnie wśród szyderstw i razów lokajstwa. „A gdyby był odczekał dwie godziny? spytałem. — Byłabym w wielkim kłopocie. Kto zechce uwierzyć, powiedziałby, że nie jestem tu z pani wiedzą?