Strona:PL Stendhal - Pamiętnik egotysty.djvu/18

Ta strona została skorygowana.

3500 franków, zdaje mi się, uważając za jedyne szczęście strzelić sobie w łeb skoro ta suma się skończy. Żegnałem, po trzech latach zażyłości, kobietę, którą ubóstwiałem, która mnie kochała i która nie oddała mi się nigdy.
Jeszcze, po tylu latach, nie umiem zgadnąć pobudek jej postępowania. Miała bardzo złą opinję, a wszakże miała w życiu tylko jednego kochanka; ale paniusie medjolańskie mściły się na niej za jej wyższość. Biedna Metylda nie umiała ani się bronić temu wrogowi, ani gardzić nim. Może pewnego dnia, kiedy będę bardzo stary, bardzo wystygły, będę miał odwagę mówić o latach 1818, 1819, 1820, 1821.
W 1821, z wielkim trudem opierałem się pokusie strzelenia sobie w łeb. Rysowałem pistolet na marginesie lichego miłosnego dramatu, który bazgrałem wówczas (mieszkając w casa Acerbi). Zdaje mi się, że to ciekawość wydarzeń politycznych nie pozwoliła mi skończyć z sobą; a może, bez mojej świadomości, obawa bólu.
Wreszcie pożegnałem się z Meteldą.
— Kiedy pan wróci? spytała.
— Nigdy, mam nadzieję.
Jeszcze ostatnia godzina kręceń i pustych słów; jedno jedyne mogło było zmienić moje przyszłe życie; niestety, nie na długo. Ta anielska dusza, ukryta w tak pięknem ciele, rozstała się ze światem w 1825.
Wreszcie wyjechałem w stanie, który można sobie wyobrazić, dnia... czerwca. Jechałem z Medjolanu do Como, obawiając się co chwila że wrócę z drogi.
Tego miasta, gdzie tyle razy myślałem że przyjdzie mi skończyć, nie mogłem opuścić bez uczucia rozdarcia. Zdawało mi się, że zostawiam tam życie; co mówię! czem było życie wobec niej — Metyldy! Umierałem za każdym krokiem, który mnie od niej oddalał. Każdy oddech był westchnieniem (Shelley).
Po jakimś czasie byłem jak ogłupiały, rozmawiałem z pocztyl-