Strona:PL Stendhal - Pamiętnik egotysty.djvu/19

Ta strona została skorygowana.

jonami i odpowiadałem poważnie na ich refleksje nad cenami wina. Rozważałem wraz z nimi przyczyny, które powinny je podrożyć o solda; najokropniejsze dla mnie było spojrzeć w samego siebie. Minąłem Airolo, Bellinzona, przybyłem do Lugano (dźwięk tych nazw przyprawia mnie jeszcze dziś o dreszcz — 20 czerwca 1832).
Przybyłem na przełęcz św. Gotarda; wówczas to było okropne (zupełnie podobne do góry Cumberland w północnej Anglji, z dodatkiem przepaści). Chciałem przebyć św. Gotarda konno, spodziewając się potrosze że się przewrócę, że się okaleczę porządnie i że mnie to rozerwie. Mimo że, jako dawnemu oficerowi kawalerji, spaść z konia to mi nie pierwszyzna, nie lubię spaść na obsuwające się kamienie, ustępujące pod kopytami konia.
Kurjer, który mi towarzyszył, zatrzymał mnie wkońcu i oświadczył, że niewiele mu zależy na mojem życiu, ale że zmniejszyłbym jego zarobki i że nikt nie chciałby z nim jechać, gdyby się dowiedziano, że pod jego okiem podróżny spadł w przepaść.
— Jakto! nie domyśliłeś się, że ja mam syf...? rzekłem, nie mogę iść.
Przybyłem z tym kurjerem, przeklinającym swój los, do Altorf. Otwierałem ogłupiałe oczy na wszystko. Jestem wielkim admiratorem Wilhelma Tella, mimo że pro-rządowi pisarze wszystkich krajów twierdzą, że on nigdy nie istniał. W Altof, zdaje mi się, lichy posąg Tella w kamiennej spódniczce wzruszył mnie właśnie dlatego że był lichy.
Oto więc, — powiadałem sobie z łagodną melancholją pierwszy raz zajmującą miejsce oschłej rozpaczy, — oto więc w co obracają się najpiękniejsze rzeczy w oczach gawiedzi. Taka i ty jesteś, Metyldo, w salonie pani Traversi.
Widok tego pomnika uspokoił mnie nieco. Spytałem o miejsce, gdzie znajduje się kaplica Tella.
— Zobaczy ją pan jutro.
Nazajutrz, ruszyłem w drogę w bardzo lichem towarzystwie: