Strona:PL Stendhal - Pamiętnik egotysty.djvu/49

Ta strona została skorygowana.

dzaj po włosku: ale od pierwszej młodości, gdy byłem podporucznikiem w 6-tym pułku dragonów, brzydził mnie w ustach pani Henrjety, żony kapitana. Ta pani Lavenelle jest sucha jak pergamin, bez cienia inteligencji, a zwłaszcza bez serca, bez możliwości doznania innych wzruszeń jak tylko przez piękne uda kompanji grenadjerów, defilujących w białych kaszmirowych spodniach.
Inna była pani Baraguey d’Hilliers, którą wkrótce poznałem u pani Beugnot. Inne były w Medjolanie panie Ruga i Aresi. Słowem, mam wstręt do swobodnych rozmów francuskich; kombinacja dowcipu z sercem rani mi duszę tak, jak korek krajany nożem rani mi uszy.
Duchowy opis tego salonu jest może przydługi; już tylko dwie albo trzy fizjognomje.
Urocza Luiza Letort, córka generała Letort, z dragonów gwardji, którego blisko znałem w Wiedniu w 1809. Panna Luiza, później tak piękna, do dziś mająca tak mało afektacji a tyle prawdziwej wyższości, urodziła się w wilję czy nazajutrz po Waterloo. Matka jej, urocza Sara Newton, zaślubiła Wiktora de Tracy, syna para Francji, wówczas majora piechoty.
Nazywaliśmy go sztabą żelaza. To określa jego charakter. Dzielny, wielekroć ranny w Hiszpanji za Napoleona, miał to nieszczęście, że we wszystkiem widział tylko zło.
Tydzień temu (czerwiec 1832), król Ludwik Filip rozwiązał pułk artylerji Gwardji Narodowej, której Wiktor de Tracy był pułkownikiem. Jako poseł, przemawia często, i ma to nieszczęście, że jest na trybunie za grzeczny. Rzekłby kto, że nie śmie mówić wręcz. Był, tak jak jego ojciec, śmiesznie zazdrosny o Napoleona. Obecnie, kiedy bohater jest już na dobre umarły, zaniechał tego trochę, ale bohater żył jeszcze, kiedy ja stawiałem pierwsze kroki w salonie przy ulicy d’Anjou. Widziałem radość, spowodowaną jego śmiercią. Spojrzenia mówiły: „Mówiliśmy przecież, łyk, który został królem, nie może dobrze skończyć“.