Strona:PL Stendhal - Pamiętnik egotysty.djvu/59

Ta strona została skorygowana.

Brukselskiego. Tam odnajdywałem Lussinge‘a, ponurego, zmęczonego, znudzonego; dzielnego Barot, eleganckiego Poitevin, kilku oryginałów hotelowych, rodzaj który ociera się o rycerza przemysłu z jednej strony, a o pokątnego konspiratora z drugiej. Przy tym stole spotkałem pana Alpy, niegdyś adjutanta generała Michaud, który przynosił buty generałowi. Zdumiony ujrzałem go tam jako pułkownika i zięcia pana Kernsinger, głupiego, bogatego, ministerjała i mera Srtassburga. Nie odezwałem się ani do pułkownika ani do jego teścia. Uderzył mnie pewien człowiek chudy, dość wysoki, żółty i gadatliwy. Było trochę świętego ognia Jana Jakóba Rousseau w jego frazesach na cześć Burbonów, które obecnym wydawały się płaskie i śmieszne. Ten człowiek — antypody wdzięku — miał wygląd austrjackiego oficera; później stał się sławny: to pan Courvoisier, minister sprawiedliwości. Lussinge znał go z Besançon.
Po obiedzie, kawa była jeszcze dla mnie dobrym momentem, wręcz przeciwnie do przechadzki po bulwarze Gand, bardzo modnym wówczas i pełnym kurzu. To miejsce rendez-vous podrzędnych elegantów, oficerów gwardji, dziewcząt i rywalizujących z niemi eleganckich mieszczanek, to była dla mnie męka.
Tam spotkałem mego przyjaciela dzieciństwa, hrabiego de Barral, miłego i kochanego chłopca, wnuka słynnego skąpca, który sam zaczynał w trzydziestym roku życia zdradzać oznaki tej smutnej choroby.
W 1810, zdaje mi się, kiedy de Barral przegrał wszystko co miał w karty, pożyczyłem mu trochę pieniędzy i zmusiłem go aby jechał do Neapolu. Ojciec jego, bardzo przyzwoity człowiek, dawał mu rocznie 6000 franków.
Po kilku latach, Barral, wróciwszy z Neapolu, zastał mnie żyjącego z uroczą aktorką, która co wieczór, między jedenastą a dwunastą, kładła się do mego łóżka. Ja wracałem o pierwszej, robiliśmy sobie kolacyjkę, ot, zimna kuropatwa i szampańskie. Stosunek ten trwał dwa czy trzy lata. Panna Bayreter miała przy-