Strona:PL Stendhal - Pamiętnik egotysty.djvu/69

Ta strona została skorygowana.

Ta słynna terasa przedstawia ten sam falisty widok co Saint-Germain-en-Laye. Ale wzrok spływa może z mniej wysoka na łąki cudownie zielone, usiane wielkiemi drzewami, czcigodnemi swą starożytnością. Przeciwnie, z wyżyn terasy Saint-Germain widzi się jedynie suchy i skalisty krajobraz. Niema nic równego tej świeżej zieleni i piękności drzew angielskich: ścinać je, to byłaby zbrodnia i hańba, gdy, w razie najlżejszej potrzeby pieniędzy, właściciel francuski sprzedaje pięć czy sześć dębów, jakie znajdują się na jego gruncie. Widok Richmondu, Windsoru, przypominają mi moją drogą Lombardję, góry Brianza, Desio, Como, Cadenabbia, kaplicę w Varese, urocze krainy, gdzie się iściły moje piękne dni.
Byłem tak szalony w tych napadach szczęścia, że nie mam prawie żadnych wyraźnych wspomnień; co najwyżej jakaś data dla zaznaczenia, na świeżo kupionej książce, miejsca gdzie ją czytałem. Najmniejsza uwaga na marginesie sprawia, że, jeśli kiedy odczytam tę książkę, odnajduję nitkę swoich myśli i idę dalej. Jeśli, odczytując książkę, nie znajdę żadnego wspomnienia, trzeba zaznaczyć na nowo.
Wieczorem, siedząc na moście, który znajduje się u stóp terasy Richmond, czytałem Pamiętniki pani Hutchinson, to moja namiętność.
— Mister Bell! powiedział jakiś człowiek zatrzymując się tuż przedemną.
Był to pan B..., którego spotkałem we Włoszech u lady Jersey, w Medjolanie. Pan B..., człowiek bardzo inteligentny, około pięćdziesiątki, nie należąc ściśle do dobrego towarzystwa, miał do niego wstęp (w Anglji klasy są podzielone, jak w Indjach, kraju parjasów; patrz Chata indyjska).
— Czy pan był u lady Jersey?
— Nie, zbyt mało ją znałem w Medjolanie, a powiadają że wy, podróżnicy angielscy, podlegacie nieco utracie pamięci, skoro przebędziecie z powrotem La Manche.
— Co za pomysł! Niechże pan tam idzie.