Strona:PL Stendhal - Pamiętnik egotysty.djvu/70

Ta strona została skorygowana.

— Być przyjętym zimno, może nie być poznanym, sprawiłoby mi o wiele więcej przykrości, niżby mogło mi sprawić przyjemności najserdeczniejsze przyjęcie.
— Nie był pan u pp. Hobhouse, Brougham?
Ta sama odpowiedź.
Pan B..., który miał całą gorliwość dyplomaty, wypytywał mnie wielce o nowiny z Francji. Mieszczańscy synkowie, dobrze wychowani i nie wiedzący gdzie się ulokować, znajdując wszędzie przed sobą protegowanych Kongregacji, wywrócą Kongregację, a przy sposobności i Burbonów. (Ponieważ robi to wrażenie przepowiedni, zostawiam życzliwemu czytelnikowi swobodę nie wierzenia temu).
Przytoczyłem to zdanie, aby dodać, że moja bezmierna odraza do przedmiotu rozmowy dała mi widocznie ten boleściwy wygląd, bez którego nie można być szanowanym w Anglji.
Kiedy pan de B... zrozumiał, że znam pana de La Fayette, pana de Tracy, rzekł z miną głębokiego zdumienia:
— Ech, i pan nie postarał się dać większego rozpięcia swojej podróży! Od pana tylko zależało być dwa razy na tydzień na obiedzie u lorda Holland, u lady A..., u lady...
— Nie powiedziałem nawet w Paryżu, że jadę do Londynu. Mam tylko jeden cel: widzieć na scenie sztuki Szekspira.
Kiedy pan B... zrozumiał wreszcie, sądził że ja zwarjowałem.
Pierwszy raz kiedy szedłem na bal Allmack, mój bankier, widząc mój bilet wstępu, rzekł z westchnieniem:
— Proszę pana, dwadzieścia dwa lat mozolę się nad tem aby być na tym balu, gdzie pan będzie za godzinę!
Ponieważ społeczeństwo podzielone jest obręczami jak bambus, najważniejszą myślą każdego jest wejść do klasy wyższej niż jego własna, a całym wysiłkiem owej klasy jest niedopuścić go.
Te obyczaje widziałem we Francji tylko raz: mianowicie kiedy generałowie dawnej armji Napoleona, którzy sprzedali się Ludwikowi XVIII, próbowali, siłą płaszczenia się, dostać się do sa-