że oni nie kochają się z sobą, ale poprostu rozmawiają o muzyce. Jestem pewien, że Pasta, która przez ośm czy dziesięć lat nietylko mieszkała w Paryżu, ale przez trzy czwarte tego czasu była tam w modzie, nie miała nigdy kochanka Francuza.
W epoce kiedy jej przedstawiono kawalera Michevaux, piękny Lagrange przychodził co wieczór nudzić nas przez trzy godziny, siedząc obok niej na kanapie. To ten generał grał rolę Apollina, albo pięknego Hiszpana w baletach dworu cesarskiego. Widziałem królowę Karolinę Murat i boską księżnę Borghese tańczące z nim w stroju dzikich. To jeden z najbardziej czczych osobników w całem dobrem towarzystwie, a to niemało powiedziane.
Ponieważ zgrzeszyć niewłaściwem słowem o wiele zgubniejsze jest dla młodego człowieka, niż korzystne jest dlań powiedzieć zręczne słówko, potomność, prawdopodobnie mniej głupia, nie będzie miała pojęcia o bezbarwności dobrego towarzystwa.
Kawaler Michevaux miał wzięcie dystyngowane, prawie wytworne. Pod tym względem, było to zupełne przeciwieństwo z Lussinge‘m a nawet Barotem, który jest tylko zacnym i dzielnym chłopcem z prowincji, przypadkowo robiącym miljony. Wytworne maniery Michevaux zbliżyły mnie z nim. Spostrzegłem niebawem, że jest to dusza nawskroś zimna.
Wyuczył się muzyki jak uczony z Akademji napisów uczy się, lub udaje że się uczy perskiego. Nauczył się podziwiać taki kawałek; pierwszym przymiotem tonu było zawsze to aby był czysty, a zdanie aby był poprawne.
W moich oczach, pierwszym — i to o wiele pierwszym — przymiotem jest to, aby coś miało wyraz.
Pierwszą zaletą dla mnie, we wszystkiem co jest czarne na białem, to móc powiedzieć wraz z Boileau:
Złe czy dobre, coś zawsze mówią moje wiersze.