licy, oczywiście szlachcianki; to będzie znak, że nie jest ponurym i niezadowolonym z życia materjąłem na spiskowca.
Przed spoczynkiem, hrabina i margrabina napisały do Fabrycego długie listy, w których tłumaczyły mu z uroczem zakłopotaniem rady kanonika Borda.
Fabrycy nie miał żadnej ochoty spiskować; kochał Napoleona, i, jako urodzony szlachcic, uważał że mu się należy od życia więcej niż innym; mieszczanie wydawali mu się śmieszni. Nigdy nie otworzył książki od czasu kolegjum, gdzie czytywał jedynie dzieła przyrządzone przez Jezuitów. Osiadł w pewnej odległości od Romagnano, we wspaniałym pałacu, jednem z arcydzieł sławnego San-Micheli; ale od trzydziestu lat nikt tam nie mieszkał, tak że deszcz padał do wszystkich pokojów i ani jedno okno się nie zamykało. Zagarnął konie plenipotenta i ujeżdżał na nich bez ceremonji cały dzień; nie odzywał się do nikogo — dumał. Rada znalezienia sobie kochanki w jakiejś dobrze myślącej rodzinie spodobała mu się; wykonał ją dosłownie. Wybrał sobie na spowiednika młodego intryganta, który chciał zostać biskupem (jak spowiednik ze Spielbergu[1]); ale robił trzy mile pieszo, spowijając się tajemnicą (jak mniemał nieprzeniknioną) aby czytać Constitutionnel, który wydał mu się wzniosły: „To jest tak piękne jak Alfieri i Dante!“ wykrzykiwał często. Fabrycy miał tę wspólność z młodzieżą francuską, iż o wiele poważniej zajmował się swoim Wierzchowcem i swoim dziennikiem, niż swoją dobrze myślącą kochanką. Ale w tej szczerej i tęgiej duszy nie było jeszcze miejsca na naśladowanie drugich, toteż nie zyskał sobie przyjaciół w miejscowem towarzystwie. Prostotę jego wzięto za dumę; nie umiano określić jego charakteru. To młodszy syn, markotny że nie jest starszym, powiedział proboszcz.
- ↑ Czytajcie ciekawe pamiętniki pana Andryane, zajmujące jak powieść, a które pozostaną trwale jak Tacyt. (Przyp. aut.)