rą rozbrzmiewała cała Parma; margrabina Raversi była pognębiona, a księżna Sanseverina miała potrójną radość: mogła się przysłużyć swemu kochankowi i przekonała się, że on ją kocha bardziej niż kiedykolwiek.
A wszystko sprawił koncept, który mi strzelił do głowy! mówiła do hrabiego. Byłabym niewątpliwie swobodniejsza w Rzymie lub w Neapolu, ale czy znalazłabym tam tak podniecającą grę? Nie, to pewna, że nie, drogi hrabio; i dzięki tobie jestem szczęśliwa.
Dzieje czterech następnych lat trzebaby wypełnić dworskiemi anegdotami, równie błahemi jak te które opowiedzieliśmy przed chwilą. Co wiosnę margrabina spędzała z córkami parę miesięcy w Pałacu Sanseverina, lub w willi Sacca nad Padem; czas mijał tam bardzo lubo, rozmawiono wiele o Fabrycym; ale hrabia nie pozwolił mu ani razu przybyć do Parmy. Księżna i minister musieli wprawdzie naprawiać tę lub ową lekkomyślność chłopca, ale naogół Fabrycy trzymał się dość statecznie linji, którą mu wytyczono: wielki pan, który studjuje teologję, ale, w karjerze swojej, nie zanadto liczy na swą cnotę. W Neapolu zapalił się do archeologji, szukał wykopalisk, namiętność ta zastąpiła u niego pasję do koni. Sprzedał swoje angielskie konie, aby kopać w Mizenie, gdzie znalazł biust młodego Tyberjusza, zaliczony do najpiękniejszych zabytków. Odkrycie tego biustu było niemal najżywszą przyjemnością jakiej zaznał w Neapolu. Miał duszę zbyt hardą, aby naśladować innych; naprzykład odgrywać serjo rolę kochanka. Nie brakło mu kobiet, zapewne; ale nie miały dlań znaczenia. Mimo Jego wieku, można było powiedzieć, że nie znał miłości; za co kochały go tem więcej. Nic nie broniło mu działać z najdoskonalszą zimną krwią; młoda i ładna kobieta była dlań zawsze tyle warta co inna młoda i ładna kobieta; z tą różnicą, że ostatnia