— Rzekłby ktoś, że szukasz pozorów aby się oddalić ode mnie, rzekła wreszcie z niezwykłą tkliwością: ledwieś wrócił z Belgirate, znów chcesz jechać.
Oto sposobność aby powiedzieć wszystko, pomyślał Fabrycy. Ale nad jeziorem byłem trochę nieprzytomny; w szale szczerości, nie zauważyłem że mój komplement obraca się w grubijaństwo. Chodziłoby o to, aby powiedzieć: Kocham cię najoddańszą przyjaźnią etc., ale dusza moja nie jest zdolna do miłości. Czy to nie znaczy poprostu: Widzę, że mnie kochasz, ale uważaj: nie mogę ci odpłacić tą samą monetą? Jeśli księżna mnie kocha, może jej być przykro że ją przejrzałem; jeśli zaś ma dla mnie tylko przyjaźń, będzie oburzona mem zuchwalstwem... a to są zniewagi, których się nie zapomina.
Ważąc te doniosłe myśli, Fabrycy przechadzał się po salonie z twarzą zadumaną i surową, jak człowiek który widzi nieszczęście tuż.
Księżna wodziła za nim oczami z zachwytem: to nie było już owo dziecko na którego urodzenie patrzyła, to nie był już bratanek zawsze jej posłuszny, ale dojrzały mężczyzna, którego miłość byłaby czemś tak rozkosznem... Podniosła się z otomany i rzucając się ze wzruszeniem w jego ramiona, rzekła:
— Chcesz tedy uciekać przede mną?
— Nie, odparł z miną rzymskiego cezara, ale chciałbym być rozsądny.
Słowo to można było rozmaicie tłumaczyć; Fabrycy nie miał odwagi iść dalej i narażać się na to, że może zranić tę czarującą kobietę. Był zbyt młody i zbyt łatwo poddawał się wzruszeniom; nie znajdował w głowie żadnego zwrotu dla wyrażenia tego co chciał powiedzieć. Z naturalnego porywu, wbrew wszelkim rozumowaniom, wziął w ramiona tę lubą kobietę i obsypał ją pocałunkami. W tej chwili dał się słyszeć turkot powozu hrabiego w dziedzińcu, a prawie równocześnie on sam zjawił się w salonie; wydawał się bardzo przejęty.
Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom I.djvu/184
Ta strona została przepisana.