Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom I.djvu/199

Ta strona została przepisana.

— Biedny panicz! rzekła gospodyni.
— Niech Wasza Ekscelencja liczy na mnie! wykrzyknął woźnica z oczami rozpłomienionemi oddaniem; dokąd Wasza Ekscelencja chce się udać?
— Do Ferrary. Mam paszport, ale wolałbym nie natykać się na żandarmów, którzy mogli zasłyszeć o tym wypadku.
— Kiedy pan go zakatrupił?
— Rano o szóstej.
— Czy Wasza Ekscelencja nie ma krwi na ubraniu? rzekła gospodyni.
— Myślałem o tem, podjął woźnica; zresztą te suknie są zbyt wykwintne, nie chodzi się tak u nas na wsi, toby mogło zwrócić uwagę. Kupię panu jakie ubranie u Żyda. Wasza Ekscelencja jest mniej więcej mego wzrostu, ale szczuplejsza.
— Proszę, nie nazywaj mnie ekscelencją, to może ściągnąć uwagę.
— Słucham, Ekscelencjo, rzekł woźnica, wychodząc.
— Hop, hop! krzyknął Fabrycy, a pieniądze? wracajże.
— Co pieniądze! rzekła gospodyni; ma sześćdziesiąt siedm talarów, które są wszystkie do pana usług. Ja sama — dodała zniżonym głosem — mam jakieś czterdzieści talarów, któremi panu służę z całego serca: kiedy się zdarzy taki wypadek, nie zawsze ma się przy sobie pieniądze.
Wchodząc do trattorii, Fabrycy zdjął surdut z przyczyny upału.
— Ta kamizelka — gdyby ktoś wszedł — mogłaby nam narobić kłopotu: ta ładna angielska pika ściągnęłaby uwagę. — To mówiąc, gospodyni dała naszemu zbiegowi czarną płócienną kamizelkę męża. W tej chwili, wysoki młody mężczyzna, ubrany z pewną starannością, wszedł tylnemi drzwiami.
— To mój mąż, rzekła gospodyni. Piotrze, rzekła do męża, Pan jest przyjacielem Lodovika; zdarzył mu się dziś wypadek z tamtej strony rzeki, pragnie się schronić do Ferrary.