Lodovico przegonił Fabrycego conajmniej przez dwadzieścia rowów. Długie i elastyczne deski służyły za most na najszerszych rowach; skoro przeszli, Lodovico wciągnął te deski. Przybywszy do ostatniego kanału, wciągnął skwapliwie deskę. — Odetchnijmy teraz, rzekł; ten pieski żandarm musiałby zrobić więcej niż dwie mile by dopędzić Waszą Ekscelencję. Ależ pan blady! dodał; szczęściem nie zapomniałem o flaszczynie wódki.
— Zjawia się bardzo w porę; rana w lidzie zaczyna mi dolegać; a zresztą najadłem się tęgiego strachu w policji, tam, koło mostu.
— Myślę sobie, odparł Lodovico, z koszulą pełną krwi jak pańska, nie pojmuję jak pan się odważył tam wejść! Co do ran, znam się na tem: zaprowadzę pana w chłodne miejsce, gdzie pan się może przespać godzinkę, łódź przyjedzie tam po nas, o ile wogóle zdobędziemy łódź: inaczej, skoro pan trochę wypocznie, machniemy jeszcze ze dwie milki pieszo; zaprowadzę pana do młyna, gdzie sam wynajmę łódź. Wasza Ekscelencja ma o wiele więcej rozeznania ode mnie: otóż, jaśnie pani będzie w rozpaczy, kiedy się dowie o wypadku; powiedzą jej, że pan jest śmiertelnie ranny, może nawet pan zabił tamtego podstępem. Margrabina Raversi nie omieszka puścić plotek, które mogą zmartwić naszą panią. Wasza Ekscelencja powinnaby napisać list.
— A jak przesłać?
— Młynarczyk we młynie do którego idziemy zarabia dwanaście su dziennie; w półtora dnia można być w Parmie, zatem cztery franki na podróż, dwa franki za zużycie trzewików: gdyby chodziło o biedaka takiego jak ja, toby było sześć franków; ponieważ chodzi o służbę jaśnie pana, dałbym dwanaście franków.
Skoro przybyli do cienistego gaiku zarosłego olchą i wierzbiną, Lodovico poszedł więcej niż o godzinę drogi aby przynieść atrament i papier. — Wielki Boże, jak mi dobrze tutaj! wykrzyknął Fabrycy. Bywaj zdrowa, fortuno, nigdy nie będę arcybiskupem!
Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom I.djvu/201
Ta strona została przepisana.