Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom I.djvu/208

Ta strona została przepisana.

gminie niejaki Lodovico San-Micheli, posiadający brata, imieniem Fabrycy, w służbach księżnej Sanseverina w Parmie. Wszystko skończone, siamo a cavallo. (Przysłowie włoskie: jesteśmy ocaleni).
Fabrycy spoważniał; poprosił Lodovica aby zaczekał chwilę, wrócił do kościoła pędem i padł na kolana całując kamienne płyty. To cud, o Boże, wykrzyknął ze łzami; kiedyś ujrzał że dusza moja skłonna jest wrócić na drogę obowiązku, ocaliłeś mnie. Wielki Boże! możebne, iż, któregoś dnia, zabiją mnie w jakiejś przygodzie: pamiętaj w chwili mej śmierci o stanie, w którym dusza moja znajduje się w tej chwili. W uniesieniu radości Fabrycy odmówił na nowo siedm psalmów. Nim wyszedł, zbliżył do staruszki siedzącej koło posągu Matki Boskiej, obok żelaznego trójkąta ustawionego pionowo na nóżce z tego samego metalu. Brzegi trójkąta były najeżone mnóstwem gwoździków, przeznaczonych na świece, które wierni zapalają przed sławną Madonną Cimabuego. W chwili gdy Fabrycy się zbliżył, płonęło tylko siedm świec: wraził sobie w pamięć tę okoliczność, z intencją zastanowienia się nad nią później.
— Po czemu świece? spytał kobiety.
— Po dwa bajoki sztuka.
W istocie były nie grubsze od gęsiego pióra i nie miały ani stopy długości.
— Ile można jeszcze umieścić świec na tym trójkącie?
— Sześćdziesiąt trzy, bo siedm już się pali.
— A, powiedział sobie Fabrycy, sześćdziesiąt trzy a siedm czyni siedmdziesiąt: trzeba to zapamiętać. Zapłacił za świece, sam umieścił i zapalił siedm pierwszych, poczem ukląkł aby dopełnić ofiary i rzekł, wstając, do staruszki:
— To za otrzymaną łaskę.
— Umieram z głodu, rzekł Fabrycy do Lodovica, wracając.
— Nie chodźmy do szynkowni ale do mieszkania; gospody-