naszyjnik aby się dostać do Bolonji, przeczucie mówiło mi, że pana spotkam; stara przybyła tu w dwa dni po mnie. Nie zapraszam pana do nas; znówby pana nagabywała o pieniądze, wstyd mi za nią! Żyłyśmy bardzo dostatnio od owego nieszczęsnego dnia co pan wie; nie wydałyśmy ani ćwierci tego, co pan jej dał. Nie chciałabym przychodzić do pana do gospody del Pelegrino; toby było zbyt widoczne. Niech się pan stara wynająć pokoik na odludnej ulicy: po Ave Maria (o zmierzchu) będę czekała tu w tej bramie. — To rzekłszy, uciekła.
Wszystkie poważne myśli poszły w niepamięć za zjawieniem się miłej osóbki. Fabrycy pędził dni w Bolonji w radości i spokoju. Naiwna radość życia przebijała w listach jego do księżnej; aż zaczęło ją to drażnić. Fabrycy zaledwie to zauważył; zapisał jedynie skróconemi znakami na cyferblacie zegarka: kiedy piszę do G, nie mówić nigdy kiedy byłem prałatem, kiedy byłem duchowną osobą; to ją drażni. Kupił dwa koniki, z których był bardzo rad: zaprzęgał je do najętej karocy za każdym razem kiedy Marjeta chciała jechać za miasto; prawie co wieczór wiózł ją do wodospadu na Reno. Wracając, zatrzymywał się u sympatycznego Crescentini, który się uważał potrosze za ojca Marjety.
Na honor! jeśli to jest owo „życie kawiarniane“, które mi się wydawało tak płaskie, niesłusznie niem gardziłem. Zapominał, że chodził do kawiarni jedynie po to aby czytać Constitutionnel, i że, ponieważ był w Bolonji zupełnie nieznany, próżność nie grała żadnej roli w jego szczęściu. Kiedy nie był z Marjetą, widywano go w Obserwatorjum, gdzie słuchał kursu astronomji; profesor polubił go bardzo, a Fabrycy pożyczał mu w niedzielę koni, aby mógł paradować z żoną na Corso Montagnola.
Nie mógł znieść myśli, aby jakaś istota, choćby najmniej godna szacunku, miała przez niego cierpieć. Marjeta bezwarunkowo