razy, kiedy, mijając grobowiec, spostrzegł młodego człowieka w czerni: ta złowroga postać klęczała wsparta o płytę, tak iż spojrzenia zazdrosnego kochanka mogły przechodzić nad jego głową i nie widzieć go.
Ów młody człowiek wstał i wyszedł szybko; natychmiast otoczyło go kilka dość szczególnych postaci, widocznie będących do jego rozkazów. M... rzucił się za nim, ale, niby to przypadkiem, ludzie chroniący jego rywala zatrzymali go w drewnianym kołowrocie przy wyjściu. Kiedy wreszcie zdołał po nich wyjść na ulicę, ujrzał zamykające się drzwiczki niepozornej kolaski, która, przez osobliwy kontrast, zaprzężona była w dwa wspaniałe konie. W jednej chwili powóz znikł mu z oczu.
Wrócił do siebie, dysząc z wściekłości; niebawem przybyli jego szpiegowie, którzy donieśli mu z zimną krwią, że tego dnia tajemniczy kochanek, przebrany za kleryka, klęczał pobożnie, wsparty o grobowiec, przy wejściu do ciemnej kaplicy. Fausta została w kościele aż się nieco opróżniło, i wówczas wymieniła jakieś znaki z nieznajomym, niby to czyniąc znak krzyża. M... pobiegł do niewiernej; pierwszy raz nie mogła ukryć pomieszania. Opowiedziała z kłamliwą szczerością kobiecą, że, jak zawsze, była u św. Jana, ale że nie spostrzegła tam człowieka który ją prześladował. Na te słowa, M..., nie panując nad sobą, potraktował ją jak ladacznicę, opowiedział wszystko co widział na własne oczy; kiedy zaś śmiałość jej kłamstw rosła z żywością jego oskarżeń, chwycił sztylet i rzucił się na nią. Z najzimniejszą krwią Fausta rzekła:
— A więc, wszystko co mi zarzucasz jest prawdą, ale próbowałam ją kryć, aby cię nie podjudzać do szalonych planów zemsty, które mogłyby zgubić nas oboje; wiedz bowiem wreszcie, iż wedle moich domysłów, człowiek, który mnie prześladuje, nie łatwo ścierpi jakikolwiek opór, przynajmniej w tem Państwie. Napomknąwszy bardzo zręcznie, iż, ostatecznie, on, M..., nie ma do niej żadnych praw, Fausta oświadczyła wkońcu, że prawdopodob-
Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom I.djvu/229
Ta strona została przepisana.