Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom I.djvu/45

Ta strona została skorygowana.

zapłaty, i zrobili mu poczciwie miejsce; służący pomógł mu się rozłożyć. Ale kiedy, w godzinę później, adjutant przechodził koło biwaku, żołnierze opowiedzieli mu o zjawieniu się cudzoziemca, licho mówiącego po francusku. Adjutant zaczął wypytywać Fabrycego, który zaczął prawić o swoim entuzjazmie dla cesarza z bardzo podejrzanym akcentem; na co podoficer ów zaprosił go, aby się z nim udał do pułkownika, stojącego kwaterą w sąsiedniej wiosce. Służący Fabrycego zbliżył się z dwoma końmi. Widok ich tak zainteresował adjutanta, że zmienił zamiar i wziął na spytki służącego. Ten, stary żołnierz, zgadując odrazu plan interlokutora, napomknął o wysokich stosunkach swego pana, wyrażając przekonanie, że nikt chyba nie ma zamiaru zwędzić mu jego pięknych koni. Natychmiast żołnierz, przywołany przez adjutanta, wziął go za kołnierz, drugi zaopiekował się końmi, poczem, z surową miną, adjutant kazał Fabrycemu iść za sobą bez repliki.
Przeprowadziwszy go tak dobrą milę, pieszo, w ciemności, którą nieprzeliczone ognie biwaków czyniły tem grubszą, adjutant oddał Fabrycego oficerowi żandarmerji; ten, z poważną miną, zażądał odeń papierów. Fabrycy pokazał paszport, w którym figurował jako handlarz barometrów, podróżujący z towarem.
— Cóż za głupcy! — wykrzyknął oficer, to już za gruby kawał!
Zadał parę pytań naszemu bohaterowi, który zaczął mówić o cesarzu i o wolności z najwyższym zapałem; na co oficer żandarmerji parsknął serdecznym śmiechem.
— Do paralusza! nie jesteś sprytny! krzyknął. To już zanadto śmieszne, żeby nam tu nasyłać takich smarkaczy. I, mimo zapewnień Fabrycego, który dowodził na wszystkie sposoby, że w istocie nie jest handlarzem barometrów, oficer odesłał go do więzienia w B..., w sąsiedniem miasteczku, dokąd nasz bohater przybył o trzeciej rano, dławiąc się z wściekłości i upadając ze znużenia.
Fabrycy, zdumiony, wściekły, nie rozumiejąc absolutnie nic,