Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom I.djvu/49

Ta strona została skorygowana.

Rada ta podrażniła Fabrycego; ale daremnie zacinał konia, nie mógł wyprzedzić wózka markietanki. Od czasu do czasu, huk stawał się jakby bliższy i utrudniał porozumienie, Fabrycy bowiem był w takiem upojeniu, że nawiązał rozmowę. Każde słowo markietanki zdwajało jego szczęście. Z wyjątkiem prawdziwego nazwiska i ucieczki z więzienia, opowiedział wszystko tej kobiecie, która zdawała się tak poczciwa. Była zdumiona; nie umiała zrozumieć tego, co jej opowiadał piękny żołnierzyk.
— Haha! domyślam się, wykrzyknęła z tryumfem; jesteś młody cywil, zakochany w żonie jakiego kapitana z czwartego pułku huzarów. Twoja lubka sprawiła ci ten uniform, i gonisz za nią. To pewna, jak Bóg na niebie, żeś nigdy nie był żołnierzem, ale widać jesteś dzielny chłopak i, skoro twój pułk jest w ogniu, chcesz się tam pokazać, aby nie uchodzić za kapłona.
Fabrycy zgodził się na wszystko; był to jedyny sposób uzyskania wskazówek. Nie znam zupełnie obyczaju tych Francuzów, myślał; jeżeli mną ktoś nie pokieruje, znowu się dostanę do więzienia i skradną mi konia.
— Najpierw, mój mały, rzekła markietanka coraz życzliwiej usposobiona, przyznaj, że nie masz dwudziestu lat: najwyżej siedmnaście.
Była to prawda; Fabrycy przyznał ją chętnie.
— Zatem nie jesteś nawet rekrutem; jedynie dla pięknych oczu damulki idziesz kark kręcić. Dalipan! niezły ma gust. Jeśli masz jeszcze trochę tych dusiów, któreś od niej dostał, trzeba, po pierwsze, abyś sobie kupił innego konia: patrz, jak twoja szkapa nastawia uszu, kiedy armata huknie trochę bliżej: to chłopski koń, który cię przyprawi o śmierć, skoro się znajdziesz w szeregu. Ten biały dym, który tu widzisz, o, nad płotem, to ogień rotowy, malcze! Przygotuj się na tęgiego pietra, gdy zaczną gwizdać kule. Radziłabym ci też zjeść coś, póki jeszcze czas.
Fabrycy usłuchał rady, i, podając markietance napoleona, poprosił aby sobie wzięła należność.