— Zabiłeś swojego? rzekł kapral Aubry.
— Tak, ale straciłem fuzję.
— Ba, fuzyj nie braknie. Chwat z ciebie, mimo tej za...nej miny, sprawiłeś się gracko, a tamte gamonie spudłowały do owych dwu drabów, którzy goniąc cię, wpadli prosto na nich; ja ich nie spostrzegłem. Chodzi teraz o to, aby stąd pięknie zwiać; pułk musi być o jakie pół ćwierci mili, a, co więcej, mamy po drodze kawałeczek łąki, gdzie mogliby nas zagarnąć półkolem.
Tak mówiąc, kapral szedł żwawo na czele swoich dziesięciu ludzi. O dwieście kroków dalej, wchodząc na ową łączkę, spotkali rannego generała, którego niósł adjutant ze służącym.
— Dasz mi czterech ludzi, rzekł do kaprala osłabłym głosem; zaniosą mnie do ambulansu; mam strzaskaną nogę.
— Idź do za...nej cholery! odparł kapral ty i wszyscy generałowie. Zdradziliście dziś cesarza.
— Co!? wykrzyknął generał, wściekły, nie słuchasz moich rozkazów! Czy wiesz, że jestem generał hrabia B..., komendant waszej dywizji, etc., etc. — Gadał tak dłuższy czas. Adjutant skoczył na żołnierzy. Kapral pchnął go bagnetem w ramię, poczem oddalił się ze swymi ludźmi, podwajając kroku. Bodajby im wszystkim, rzekł kapral, połamano ręce i nogi! Glancusie przeklęte! Wszyscy zaprzedani Burbonom, zdradzili cesarza!
Fabrycy słuchał z przejęciem tego straszliwego oskarżenia.
Około dziesiątej wieczór, oddziałek połączył się z pułkiem pod dużą wioską, tworzącą kilka bardzo wąskich ulic; ale Fabrycy zauważył, że kapral Aubry unika spotkania z którymś z oficerów. Niepodobna się poruszać! krzyknął kapral. Wszystkie ulice były zapchane piechotą, jazdą, a zwłaszcza jaszczykami i furgonami. Kapral próbował kolejno wepchać się w każdą ulicę; po dwudziestu krokach trzeba się było zatrzymać. Wszyscy klęli i wściekali się.
— Znowu jakiś zdrajca dowodzi! wykrzyknął kapral: jeżeli nieprzyjaciel wpadnie na ten dowcip aby otoczyć wioskę, wyłowią nas jak psów. Hej tam, chłopcy, za mną!
Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom I.djvu/66
Ta strona została skorygowana.