Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom I.djvu/76

Ta strona została skorygowana.

duszy. Fabrycy, trzymając karabin w pogotowiu lewą ręką, prawą rzucił mu trzy pięciofrankówki.
— Złaź, albo zginiesz... Załóż munsztuk karemu i oddal się z tamtemi dwoma... Strzelam, jeśli się ważysz...
Żołnierz usłuchał mrucząc coś niechętnie. Fabrycy podszedł do konia i ujął cugle lewą ręką, nie tracąc z oczu żołnierza który oddalał się wolno; kiedy Fabrycy ujrzał go o jakie pięćdziesiąt kroków, wskoczył lekko na konia. Jeszcze szukał prawą nogą strzemienia, kiedy usłyszał bardzo blisko świst kuli: to ów żołnierz wygarnął doń z karabinu. Fabrycy, wściekły, pocwałował w stronę żołnierza, który umknął pędem; niebawem Fabrycy ujrzał go w oddali galopującego na jednym z koni. Ba! już go nie dosięgnę, rzekł sobie. Koń, którego kupił, był wspaniały, ale wyraźnie wpół zdechły z głodu. Fabrycy wrócił na gościniec, gdzie wciąż nie było żywej duszy, przeciął go i puścił konia truchtem, aż wjechał na wzgórek po lewej, skąd miał nadzieję ujrzeć markietankę; ale, kiedy się znalazł na szczycie, dostrzegł, na milę wokoło, jedynie kilku pojedyńczych żołnierzy. Napisane jest, że już nie zobaczę tej dzielnej i dobrej kobiety! rzekł z westchnieniem. Dobił do zagrody, którą ujrzał w oddali na prawo. Nie zsiadając i płacąc zgóry, kazał dać owsa biednemu koniowi, tak wygłodniałemu że kąsał żłób. W godzinę później, Fabrycy człapał po gościńcu, wciąż z mglistą nadzieją odnalezienia markietanki lub bodaj kaprala. Rozglądając się na wszystkie strony, przybył nad błotnistą rzekę, na której był dość wąski drewniany most. Przed mostem, na prawo od gościńca, stało odosobnione domostwo noszące godło Białego konia. Zjem tu obiad, rzekł sobie Fabrycy. U wejścia na most znajdował się oficer kawalerji z ręką na temblaku; był na koniu i miał minę bardzo zgnębioną; o dziesięć kroków od niego, trzech spieszonych kawalerzystów majstrowało koło fajek.
— Ci ludzie, pomyślał Fabrycy, wyglądają na to, że zechcą ode mnie kupić konia jeszcze taniej niż mnie kosztował. (Ranny oficer i trzej piechurzy patrzyli nań, zdając się czekać aż nadjedzie).