Lepiejby mi było nie przejeżdżać przez ten most i wziąć się wzdłuż rzeki na prawo; toby była droga, jaką mi doradzała markietanka, aby się wycofać z sytuacji. Tak, rzekł sobie nasz bohater; ale, jeżeli umknę, jutro będę się tego wstydził; zresztą, mój koń ma dobre nogi, koń tego oficera jest pewnie zmęczony; jeżeli zechce mnie zsadzić z siodła, wypuszczę się galopa. Tak rozumując, Fabrycy ściągnął konia i posuwał się możliwie najwolniej.
— Żywiej-no tam, huzarze! krzyknął oficer rozkazująco.
Fabrycy posunął się o kilka kroków i stanął.
— Chce mi pan zabrać konia? krzyknął.
— Ależ nie; podjedź tu bliżej.
Fabrycy spojrzał na oficera; miał siwe wąsy, minę najpoczciwszą pod słońcem; chustka, która podtrzymywała jego lewe ramię, była pełna krwi, a prawa ręka była również zawinięta w krwawą szmatę. To te piechury zechcą się dobierać do mojego konia, rzekł sobie Fabrycy; ale, przyjrzawszy się bliżej, ujrzał, że piechury też są ranne.
— W imię honoru, rzekł oficer noszący epolety pułkownika, zostań tu na wedecie i powiedz wszystkim dragonom, szaserom i huzarom których ujrzysz, że pułkownik le Baron jest w tej gospodzie i że im rozkazuję zgłosić się tam do mnie. — Stary pułkownik wydawał się straszliwie zgnębiony; od pierwszych słów zdobył sobie serce naszego bohatera, który odpowiedział rozsądnie:
— Jestem zbyt młody, proszę pana, aby mnie usłuchano; trzebaby abym miał ten rozkaz na piśmie.
— Ma słuszność, rzekł pułkownik, przyglądając mu się z uwagą; pisz rozkaz, la Rose, ty masz prawą rękę całą.
Nic nie mówiąc, la Rose wydobył pergaminowy notatnik, napisał kilka wierszy i wydarłszy ćwiartkę, oddał ją Fabrycemu; pułkownik powtórzył mu rozkaz, dodając, iż po dwóch godzinach warty zluzuje go, jak się należy, jeden z rannych kawalerzystów. To rzekłszy, wszedł do gospody ze swymi ludźmi. Fabrycy patrzył za
Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom I.djvu/77
Ta strona została skorygowana.