Koniem; wszyscy krzyczeli i klęli. Żołnierze, których Fabrycy mógł dojrzeć, byli widać zupełnie pijani; jeden chciał go zatrzymać, wołając: Dokąd ty bierzesz mojego konia?
Kiedy Fabrycy znalazł się o ćwierć mili, obrócił głowę: nikt go nie ścigał, dom był w płomieniach. Fabrycy poznał most, przypomniał sobie ranę, i uczuł, że ramię ma ściśnięte bandażem i bardzo gorące. A stary pułkownik, co się z nim stało? Dał swoją koszulę, aby mi opatrzono ramię. Bohater nasz cieszył się tego ranka najzimniejszą krwią pod słońcem; obfitość krwi, którą stracił, oswobodziła go z romantyzmu właściwego jego naturze.
Na prawo, powiedział sobie, i w nogi! Puścił się spokojnie wzdłuż rzeki. Przypomniał sobie rady poczciwej markietanki. Co za życzliwość! myślał; co za rzetelny charakter!
Po godzinie jazdy, uczuł się bardzo słaby. Co, u licha? czyżbym miał zemdleć? powiadał sobie: jeśli zemdleję, skradną mi konia, może i mundur, a wraz z nim mój skarbczyk. Nie miał już sił aby powodować koniem, czynił wysiłki aby się utrzymać na siodle, kiedy wieśniak, który pracował w polu koło gościńca, spostrzegł jego bladość i ofiarował mu szklankę piwa i kawałek chleba.
— Widząc was tak bladym, pomyślałem że jesteście ranni w wielkiej bitwie, rzekł. Nigdy pomoc nie zjawiła się bardziej w porę. Podczas gdy Fabrycy gryzł kawał czarnego chleba, oczy zaczęły go boleć kiedy patrzał nawprost siebie. Skrzepiwszy się nieco, podziękował. — A gdzie ja jestem? spytał. Wieśniak objaśnił, że, o trzy ćwierci mili dalej, natrafi na miasteczko Zonders, gdzie znajdzie opiekę. Fabrycy dobił do miasteczka, nie bardzo wiedząc co robi i wciąż dokładając wysiłków aby nie spaść z konia. Ujrzawszy otwartą bramę, wjechał: była to gospoda pod Strzemieniem. Nadbiegła poczciwa gospodyni, kobieta olbrzymiej tuszy; zawołała o pomoc głosem drgającym litością. Dwie młode dziewczyny pomogły Fabrycemu zejść na ziemię; ledwie zsiadł z konia, zemdlał na dobre. Przywołano chirurga, puścił mu krew.
Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom I.djvu/82
Ta strona została skorygowana.