„Strzeż się podpisywać listów, w których donosisz o sobie, pisała ciotka. Gdy będziesz wracał, nie przyjeżdżaj nad Como; zatrzymaj się w Lugano, na terytorjum szwajcarskiem“. Ma przybyć do tego miasta pod nazwiskiem Cavi; w najlepszej gospodzie zastanie lokaja hrabiny, który powie mu co czynić. Ciotka kończyła tak: „Ukryj wszęlkiemi możliwemi środkami, szaleństwo któreś popełnił, a zwłaszcza nie chowaj przy sobie żadnego drukowanego ani pisanego świstka; w Szwajcarji będą ci deptać po piętach druhy Świętej Małgorzaty[1]. Jeśli będę miała dość pieniędzy, pisała hrabina, poślę kogoś do Genewy, do hotelu pod Wagą: tam dowiesz się szczegółów, których nie mogę pisać, a które trzeba ci znać nim przyjedziesz. Ale, na imię nieba, ani dnia dłużej w Paryżu: szpicle poznaliby cię“. Wyobraźna Fabrycego zaczęła roić najdziksze rzeczy; niezdolny był zająć się czemś innem, jak tylko odgadywaniem tajemniczych słów ciotki. Dwa razy w czasie podróży przez Francję przytrzymano go, ale umiał się wykręcić; utrapienia te ściągnął nań włoski paszport handlarza barometrów, z którym nieszczególnie godziła się młoda twarz i ręka na temblaku.
Wreszcie, w Genewie, zastał jednego z domowników hrabiny, który opowiedział, że policja medjolańska zdenuncjowała Fabrycego, jako człowieka, który zawiózł Napoleonowi propozycje uchwalone przez rozległe sprzysiężenie zorganizowane w byłem królestwie Włoch. Gdyby podróż jego nie miała tego celu, mówiła denuncjacja, poco przybierałby obce nazwisko? Matka Fabrycego starała się dowieść autentycznej prawdy; a mianowicie:
1-o że nigdy nie opuszczał Szwajcarji;
2-o że wyjechał z zamku niespodzianie, wskutek kłótni ze starszym bratem.
Opowieść ta przejęła Fabrycego dumą. Ja miałem być posłem
- ↑ Pan Pellico nadał tej nazwie europejski rozgłos: jest to miano ulicy w Medjolanie, gdzie znajduje się gmach policji i więzienie. (Przyp. aut.)