Jednej nocy, około pierwszej z rana, Fabrycy, leżąc na oknie, wystawił głowę przez otwór w żaluzji i patrzył na gwiazdy, oraz na bezkresny horyzont, którym napawa się oko ze szczytu wieży. Oczy jego, błądzące po równinie Padu, zauważyły przypadkiem małe dość żywe światełko, biegnące jak gdyby z wysokiej wieży. Tego światła nie widać z równiny, zauważył Fabrycy, gruby mur nie pozwala go dojrzeć: to musi być jakiś sygnał na odległość. Naraz zauważył, że to światło pokazuje się i znika w bliskich odstępach.
To jakaś dziewczyna rozmawia ze swoim kochankiem z sąsiedniej wsi. Policzył dziewięć błysków: to N; później, znowu po pauzie, jeden: to A; to znaczy razem Ina.
Jakież były jego radość i zdumienie, kiedy te światła, wciąż przerywane pauzami, stworzyły następujące słowa:
Oczywiście, Gina myśli o tobie!
Odpowiedział natychmiast błyskami lampy w uczynionym przez siebie otworze:
Korespondencja trwała do rana. Była to sto sześćdziesiąta noc jego niewoli; powiedziano mu, że od czterech miesięcy znaki te powtarzają się co noc. Ale każdy mógł je dojrzeć i zrozumieć; spróbowano tedy tej nocy umówić skróty: trzy szybkie błyski oznaczały Ginę; cztery, księcia; dwa hrabiego Mosca; dwa szybkie błyski a po nich dwa wolne znaczyły ucieczka. Przyjęto na przyszołść dawny alfabet alla Monaca, który, iżby go nie odgadli niepowołani, zmienia porządek liter i daje im dowolne liczby: A naprzykład nosi numer 10; B numer 3; to znaczy że trzy migania