wzgardę dla typu dworaka; wszystko, co było szczęśliwe na tym dworze, mierziło mnie. Podbił mnie natomiast urok więźnia, którego, dnia trzeciego września, przyprowadzono do tej cytadeli. Przechodziłam, zrazu nie zdając sobie z tego sprawy, męki zazdrości. Powaby zachwycającej kobiety, którą dobrze znałam, były niby pchnięcia sztyletu dla mego serca, ponieważ sądziłam i sądzę jeszcze potrosze, że ten więzień ją kocha. Niebawem, natarczywość margrabiego Crescenzi, który ubiegał się o moją rękę, wzrosła; margrabia jest bardzo bogaty, a my nie mamy żadnego majątku. Odtrącałam z lekkiem sercem jego zaloty, kiedy ojciec wymówił straszliwe słowo klasztor; zrozumiałam, że jeśli opuszczę cytadelę, nie będę już mogła czuwać nad życiem jeńca, którego los był mi drogi. Arcydziełem mej przemyślności było to, że, aż do tej chwili, jeniec ów nie miał pojęcia o niebezpieczeństwie grożącem jego życiu. Przyrzekłam sobie nie zdradzić ani ojca, ani swojej tajemnicy; ale ta kobieta energiczna, genjalna, o potężnej woli, ofiarowała, jak sądzę, młodemu więźniowi sposoby ucieczki: odepchnął je, chcąc mnie zarazem przekonać, że, jeśli wzdraga się opuścić cytadelę, to aby się nie oddalić ode mnie. Wówczas, popełniłam wielki błąd; walczyłam pięć dni, powinnam była natychmiast schronić się do klasztoru i opuścić twierdzę: był to równocześnie prosty sposób zerwania z margrabią. Nie miałam siły opuścić cytadeli, i dziś jestem zgubioną dziewczyną: oddałam serce człowiekowi płochemu; wiem jak żył w Neapolu; czemuż mam przypuszczać, że się zmienił? Zamknięty w surowem więzieniu, zaczął się zalecać do jedynej kobiety którą widział; ot, rozmowa z nią była połączona z trudnościami, zabawa ta przybrała pozór namiętności. Ponieważ więzień ten zdobył sobie rozgłos przez swą odwagę, wyobraża sobie, iż dowiedzie, że miłość jego jest czemś więcej niż przelotnym kaprysem, narażając się na dość wielkie niebezpieczeństwa aby widywać nadal osobę, którą rzekomo kocha. Ale, z chwilą gdy znajdzie się w dużem mieście, otoczony na nowo pokusami, stanie się tem czem zawsze był, świa-
Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom II.djvu/112
Ta strona została przepisana.