Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom II.djvu/213

Ta strona została przepisana.

— Jakto! rzekł książę zdumiony.
— Masz książę uczonych prawników, którzy kroczą z poważną miną po ulicy; pozatem osądzą zawsze tak, jak się spodoba rządzącej partji.
Gdy młody książę, zgorszony, wygłaszał zdania świadczące więcej o jego niewinności ducha niż o rozumie, pani Sanseverina powiadała sobie:
— Czy jest w moim interesie wydać na hańbę Contiego? Oczywiście nie, gdyż wówczas małżeństwo jego córki z tym głuptasem Crescenzi staje się niemożliwe.
Na ten temat potoczył się dialog pomiędzy panią Sanseverina a księciem. Książę nie posiadał się z zachwytu. Przez wzgląd na małżeństwo Klelji z margrabią — ale pod tym wyraźnym warunkiem, jak to surowo oznajmił gubernatorowi — darował mu usiłowane otrucie; ale, za radą pani Sanseverina, wygnał go do chwili tego małżeństwa. Księżna sądziła, że już nie kocha Fabrycego, ale pragnęła jeszcze gorąco małżeństwa Klelji z margrabią; kryła się w tem mglista nadzieja, że stopniowo uczucie Fabrycego pierzchnie.
Książę, upojony szczęściem, chciał, jeszcze tego wieczora, złożyć haniebnie Rassiego z urzędu. Pani Sanseverina rzekła śmiejąc się:
— Zna książę powiedzenie Napoleona? Człowiek na wysokiem stanowisku, na którego wszyscy patrzą, nie powinien sobie pozwalać na gwałtowne odruchy. Ale już jest późno, odłóżmy sprawy do jutra.
Chciała zyskać czas na poradzenie się hrabiego, któremu opowiedziała ostatnią rozmowę, usuwając wszakże aluzje księcia do owej przysięgi, która zatruwała jej życie. Pochlebiała sobie, iż stanie się tak nieodzowna, że będzie mogła uzyskać nieograniczoną zwłokę, powiadając księciu: Jeżeli książę zechce być na tyle barbarzyńcą aby mi narzucić to upokorzenie, którego nie przebaczę mu nigdy, nazajutrz opuszczam Parmę.
Zapytany przez panią Sanseverina o zdanie w sprawie Ras-