nieszczęścia. Jakto! muszę dopiero rozumem dochodzić do tego, aby się martwić więzieniem, które może trwać równie dobrze dziesięć lat jak dziesięć miesięcy? Czy może oszołomienie całą tą nową atmosferą rozprasza zgryzotę, która powinnaby mnie dręczyć? Może ta wesołość, niezależna od mej woli i tak niedorzeczna, ustanie nagle; może popadnę w czarną zgryzotę, którą powinienem odczuwać...
W każdym razie, dziwne to jest być w więzieniu i musieć sobie rozsądkiem nakazywać smutek. Na honor, wracam do swego przypuszczenia; może ja mam wielki charakter.
Marzenia Fabrycego przerwał stolarz więzienny, który przyszedł brać miarę na abażur do okien; więzienie to miało być pierwszy raz użyte i zapomniano go uzupełnić tym zasadniczym szczegółem.
Tak więc, rzekł Fabrycy, będę pozbawiony tego cudnego widoku. I silił się zasmucić tym zamachem.
— Jakto, rzekł nagle żywo do stolarza, nie zobaczę już tych miłych ptaszków?
— A, ptaszki jaśnie panienki, które tak kocha! rzekł dobrodusznie ów człowiek: schowane, zasłonięte, przepadło, jak wszystko inne.
Stolarz miał równie ściśle zakazaną wszelką rozmowę jak dozorca; ale czuł litość dla młodego więźnia: objaśnił go, że te olbrzymie żaluzje, wsparte ukośnie na futrynie, miały zostawiać więźniom jedynie widok nieba. — Robi się to ze względów moralnych, rzekł, aby pomnożyć w duszy więźniów zbawienny skutek i żądzę poprawy. Generał, dodał stolarz, wpadł również na ten pomysł aby usuwać szyby i zastępowaać je naoliwionym papierem.
Fabrycemu podobał się uszczypliwy ton tej gawędy, bardzo rzadki we Włoszech.
— Chciałbym bardzo mieć ptaszka dla rozrywki; przepadam za tem: kupcie mi ptaszka od pokojówki panny Klelji.
Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom II.djvu/77
Ta strona została przepisana.