całą jego duszą, budził w nim niemal grozę. Zbyt dobrze czuł, że szczęście jego życia zmusi go aby się liczył z córką gubernatora, i że w jej mocy jest uczynić go najnieszczęśliwszym z ludzi. Codzień uczuwał śmiertelny lęk, że nagle, przez jej nieodwołalny kaprys, skończy się dziwne i rozkoszne życie, jakie pędził; bądź co bądź, wypełniło już one szczęściem pierwsze dwa miesiące więzienia. Był to okres, w którym, dwa razy w tygodniu, generał Fabio Conti powiadał do księcia: Mogę dać Waszej Wysokości słowo honoru, że więzień del Dongo nie rozmawia z nikim, i pędzi dni w największem przygnębieniu, lub śpi.
Klelja zachodziła parę razy dziennie do ptaszkami, niekiedy na chwilę: gdyby Fabrycy tak jej nie kochał, dostrzegłby łatwo, że jest kochany; ale miał śmiertelne obawy w tej mierze. Klelja kazała pomieścić w ptaszkami klawikord. Trącając klawisze, iżby dźwięk instrumentu mógł zaświadczyć o jej obecności i oszukać straże przechadzające się pod oknem, odpowiadała oczami na pytania Fabrycego. W jednym tylko przedmiocie nie odpowiadała nigdy, a nawet, w krytycznych momentach, ratowała się ucieczką, niekiedy znikając na cały dzień: a to kiedy znaki Fabrycego wyrażały uczucia, których zbyt trudno byłoby jej nie zrozumieć. Na tym punkcie była nieubłagana.
Tak więc, mimo że zamknięty w klatce, Fabrycy miał życie bardzo zajęte: całe było obrócone na rozwiązanie tego ważnego problemu: Czy ona mnie kocha? Rezultatem tysiąca bez przerwy ponawianych, ale też bez przerwy podawanych w wątpliwość spostrzeżeń, było: wszystkie jej rozmyślne gesty mówią nie; ale mimowolne drgnienia oczu jak gdyby wyznają że nabiera do mnie sympatji.
Klelja miała nadzieję, że nigdy nie dojdzie do wyznania: jakoż, aby oddalić to niebezpieczeństwo, odtrąciła z oburzeniem wielokrotną prośbę Fabrycego. Nędza środków używanych przez biednego więźnia powinna była może tchnąć w Klelję więcej litości. Chciał się z nią porozumiewać zapomocą liter, które pisał na
Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom II.djvu/86
Ta strona została przepisana.