Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/58

Ta strona została przepisana.

mocą; obiecał dostarczyć papieru, pióra, kałamarza, iżbym mógł napisać jeden list do pana Campbell, a drugi do pana Reinkerllor’a; dodał, że jeśli mówią prawdę, on z ich pomocą postara się wyciągnąć mnie z biedy i przywrócić przynależne mi prawa.
Tymczasem — rzekł — nie upadaj na duchu. Nie ty jeden znosisz przeciwności; wielu z tych, którzy żują tytuń na morzu, powinnoby dosiadać konia przede drzwiami własnego domu. Fortuna w życiu kołem się toczy. Spojrzyj, na mnie, ja syn lorda, napół doktor skończony, służę pod rozkazami takiego Hoseason’a!
Sądziłem, że nie będzie to zdrożnem, gdy zapytam o jego przygody.
— Nie miałem żadnych — odparł — lubiłem bawić się wesoło, na tem koniec — to rzekłszy, oddalił się prędko.

VIII.
Kajuta.

Jednej nocy, po godz. 9-ej, człowiek z pod komendy pana Rjach, przybiegł do majtków, zaczął z nimi szeptać, udzielać wiadomości, że „pan Shuan załatwił się z nim ostatecznie“. Nie potrzeba było wymieniać nazwiska biednej ofiary, wiedzieliśmy wszyscy o kim mowa. Nie otrząsnęliśmy się jeszcze z pierwszego przykrego wrażenia, gdy otworzyły się drzwiczki górnego pomostu i zeszedł po drabinie kapitan Haseaison. Surowym wzrokiem rozejrzał się dokoła po ławkach, a potem przystąpił do mnie i, z niemałem