— Chodźmy po skarby.
Te słowa pogrążyły biedaka na nowo w rozpaczy. Sądził, że nadszedł kres nieszczęść, że rozczarowany towarzysz da wszystkiemu spokój.
— Zostań, jeśli chcesz. Pójdę sam.
Falk wziął pochodnię, kilof, linę i wyszedł, a Kasper podążył oczywiście za nim i jął dzielnie pomagać.
Spuszczanie się nocą, podczas burzy w wodę, ze stromej skały było szaleństwem, ale Falk opętany żądzą nie zważał na nic. Z niesłychanym wysiłkiem zszedł omackiem do jaskini i stanął na występie skalnym, pod stopami mając spienione morze. Za chwilę wisiał już w powietrzu i rozglądał się, przyświecając sobie pochodnią. Nagle coś błysło w rozpadlinie, opuścił się niżej, dał nurka i chwycił przedmiot, który się okazał żelazną szkatułką. Z wielkim trudem wyniósł ją do groty, odłamał zardze-
Strona:PL Stokrotka i inne bajki.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.